niedziela, 1 września 2013

14. But swimming in your world was something spiritual

Po pewnym czasie podniosłam się z łóżka i ruszyłam w stronę obszernej, kremowej szafy. Uchyliłam jej masywne drzwi i wydobyłam z wnętrza mebla jedną z niezliczonych koszul Petera. Do tego zakątka mieszkania nieznośna woń papierosowego dymu całe szczęście nie dotarła. Przytuliłam cienką tkaninę, aby poczuć jej przyjemny zapach. Zapach, za którym tak bardzo się stęskniłam. Zamknęłam szafę i ściskając ubranie w dłoni ruszyłam do łazienki.
Spojrzałam w lustro. Po niewielkim koczku nie było śladu. Moje włosy sterczały w każdym możliwym kierunku. Na policzkach wciąż widoczne były jeszcze nie do końca ostygnięte rumieńce. Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym zamknęłam szklane drzwi niewielkiej kabiny. Cienkie strumienie zmywały ze mnie wszelkie ślady wcześniejszego wysiłku i zmęczenia. Ciepła woda przyjemnie głaskała moje włosy, sprawiając, że grzecznie ułożyły się we właściwym kierunku.
Wróciłam do sypialni, mając na sobie tylko narzuconą na ramiona koszulę mężczyzny. Stanęłam w progu pomieszczenia dokładnie przyglądając się brunetowi. Stał na środku pokoju i marszcząc brwi wpatrywał się w telefon. Na jego biodra ponownie zawitała bielizna. W końcu spojrzał w moją stronę i posłał mi ten najpiękniejszy na świecie uśmiech. Patrzył na mnie tak jak wtedy, kiedy spotkał mnie po raz pierwszy w niewielkiej kawiarni. 
Pognałam myślami do momentu, kiedy z uroczym uśmiechem wręczył mi duży kubek zwyczajnej kawy. Zwykły kubek, który wprowadził w moje życie tyle zamieszania.
- Znowu będziesz podbierała mi koszule? – zapytał Peter, wyrywając mnie z zamyślenia. Rzucił telefon na łóżko i zaczął się do mnie przybliżać.
- Mam ci ją oddać? – zagadnęłam, kiedy mężczyzna stał już przy mnie. Chwycił za krańce rozpiętej koszuli i przyciągnął mnie do siebie.
- Sam ją sobie wezmę – wymruczał, po czym zaczął zasypywać drobnymi pocałunkami moją szyję. Delikatnie odchyliłam głowę, ułatwiając mężczyźnie dostęp do moich wystających obojczyków. Jego palce pogładziły moje ramiona i zsunęły z nich cienki materiał. Odsunęłam go od siebie, czułym pocałunkiem musnęłam jego usta.
- Idź do kuchni. Musimy coś zjeść i trochę uporządkować to twoje mieszkanie.
Mulat już chciał mi coś odpowiedzieć, ale ułożyłam palec na jego ustach i ponownie poprosiłam go, aby poszedł do kuchni. Niechętnie wykonał moje polecenie.
Już w pełnym umundurowaniu, z rozczesanymi włosami dołączyłam do mojego mężczyzny. Teraz już naprawdę był mój. Wiedziałam, że należy tylko do mnie. Czułam, że jestem teraz wyłącznie jego. Bruno stał wpatrując się w zawartość swojej lodówki.
- Może coś zamówimy? – zapytał, zamykając drzwiczki. Spojrzałam na niego z politowaniem.
- Oczywiście, to było pewne, że będziesz miał pustą lodówkę…
Popatrzył na mnie jak mały chłopiec, który właśnie coś przeskrobał. Uśmiechnęłam się tylko, po czym zbadałam wzrokiem wciąż jeszcze zadymiony salon. Otwarłam na oścież balkonowe okna, chcąc wpuścić do środka świeże powietrze. Podmuch chłodnego wiatru dotarł do paradującego w samych bokserkach Bruna, zmuszając go tym samym do włożenia na siebie pozostałych części garderoby.
Gdy tylko z salonu zniknęły już wszystkie szklane butelki, odezwał się dzwonek do drzwi, informujący nas o tym, że nasze jedzenie przybyło.
Rozsiedliśmy się wygodnie, beztrosko kładąc nogi na stół.
- Dobrze mi tu, wiesz? Nie chcę wracać do domu, do tego pustego mieszkania… - powiedziałam, wygodnie opierając głowę na ramieniu Petera. Na zegarze dochodziła północ, a następnego dnia czekała na mnie praca. Mężczyzna spojrzał się na mnie jakby nie rozumiał tego, co właśnie powiedziałam.
- Przecież możesz zostać na noc. Miejsca ci tu nie zabraknie – powiedział po chwili ciszy. Zmarszczył brwi, po czym mówił dalej. - Właściwie to mogłabyś tu zostać na dzisiejszą noc i na jutrzejszą też… Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś spędziła tutaj cały weekend,albo została cały tydzień, a może i miesiąc… - mówił jakby od niechcenia. Spojrzałam na niego, nieznacznie unosząc jeden z kącików ust.
- Czy ty właśnie proponujesz mi, żebym z tobą zamieszkała? – spytałam w końcu. 
Peter skierował na mnie swoje duże kawowe oczy. Miałam wrażenie, że malowało się w nich teraz przerażenie.
- Ja cię nie chcę do niczego zmuszać. Wiem, że nie znamy się jakoś bardzo długo i że dla ciebie to może być za dużo… - zaczął się tłumaczyć mulat. Pogładziłam dłonią jego policzek, chcąc, aby się uspokoił.
- Jeśli znajdzie się tu dla mnie trochę miejsca między tymi gitarami to dlaczego nie – odpowiedziałam, uśmiechając się delikatnie. On tylko spojrzał na mnie i odwzajemnił mój gest.
- To raczej ja powinienem zapytać czy przy tobie znajdzie się trochę miejsca dla moich gitar.
- Bez gitar cię nie biorę, Panie Mars – odparłam, zatapiając wzrok w jego kawowych oczach. W tych dwóch źrenicach zamknięte było moje szczęście.
- Czyli rozumiem, że mam cię dzisiaj na całą noc, Pani Mars – szepnął Bruno, muskając swoimi ustami moją szyję.
- A jak jutro pójdę do pracy?
- Jak trochę powagarujesz to przecież nikomu nic się nie stanie… Zadzwonisz rano do redakcji, powiesz, że źle się czujesz czy coś… - mężczyzna mówiąc to, patrzył na mnie w taki sposób, że nie potrafiłam się sprzeciwić. Miał mnie w garści. Owinął sobie mnie wokół małego palca. Zgadzałam się na wszystko. Wszystko.
- Sprowadzasz mnie na złą drogę – odparłam z udawanym oburzeniem.
- Przecież wiem, że cię to kręci – rzucił niezwykle pewnym siebie, pociągającym wręcz, tonem. Nie mówiłam już nic więcej. Przywarłam tylko do jego najcudowniejszych na świecie ust.
Kiedy zrobiło się naprawdę późno przenieśliśmy się do sypialni. Jego ciepłe ciało skutecznie ogrzewało moje wiecznie zziębnięte dłonie, a rytm, w którym biło jego serce, błyskawicznie ukołysał mnie do snu.

Następnego dnia miała rozpocząć się moją przeprowadzka do mieszkania Petera. Większość dnia spędziłam w kawalerce, pakując swoje rzeczy do pudeł. Peter był wtedy na próbie. Następnego dnia miał mieć koncert. Nie byle jaki – pierwszy przed większą publicznością.

Późnym popołudniem Mars stawił się w moim mieszkaniu zwarty i gotowy do przeniesienia moich rzeczy. Nie miałam wielu sprzętów, toteż ilość pudeł nie była powalająca. Ekspresowa decyzja, ekspresowa przeprowadzka. To była jedna z najbardziej spontanicznych decyzji, jakie kiedykolwiek podjęłam. Mimo to, była też jedną z najlepszych.
Kiedy wszystkie moje bibeloty zajęły już w mieszkaniu Petera swoje miejsce, stanęłam w kuchni i oparłam się o blat. Momentalnie silne ramiona mocno objęły mnie w talii, a na policzku poczułam ciepły pocałunek.
- Będę cię tak całował każdego ranka, w każde popołudnie, w każdy wieczór… - mówił cicho Bruno. Jego pocałunki spływały po mojej szyi w stronę ramion. Nie okłamał mnie. Wykorzystywał każdą okazję, aby swoimi ustami musnąć moje wargi, policzki, czy szyję. W dowolnych momentach zaciskał swoje ramiona wokół mojej talii. Kiedy tylko miał ochotę, opuszkami palców delikatnie łaskotał najbardziej wrażliwe miejsca na moim ciele. Te małe rzeczy, ulotne pieszczoty czyniły każdy mój dzień lepszym. Krótkie chwile wypełnione subtelnymi gestami budowały teraz mój świat. Nasz świat.

Sobota miała być wyjątkowo ważnym dniem w życiu Petera – jego pierwszy, poważny koncert. Mimo że niespecjalnie się do niego przygotowywał w związku z pewnymi zawirowaniami w życiu osobistym, to występ udał się znakomicie. Bruno Mars to nie był tylko Peter. W skład całego bandu wchodzili jeszcze inni gitarzyści, perkusista, pianista. Oczywiście na scenie Marsowi obowiązkowo towarzyszył Phil, robiący najlepsze chórki na ziemi.

Bruno śpiewał idealnie, mógł ze swoim głosem robić, co tylko zechciał. Czasem zastanawiałam się, co oni robią w studiu nagraniowym. Przecież tego człowieka wystarczyło postawić przed mikrofonem, puścić muzykę, a on wszystko idealnie zaśpiewa, nie fałszując w ani jednym momencie. Perfekcyjna muzyka, wspaniały głos – dla tego człowieka to wciąż było za mało. Na całe show składał się także taniec. Grać na gitarze i tańczyć jednocześnie? To żaden problem dla ekipy Bruna. Ruchy nie były może jakieś bardzo skomplikowane, ale ich synchronizacja nie pozostawiała absolutnie nic do życzenia. Było perfekcyjnie.



* * *

Co myślicie? Decyzja dobra?

Jakoś szybko leci, jeszcze 3 wpisy przed nami...
Buziaki ♥

7 komentarzy:

  1. I znowu nie wiem, co napisać.
    Zdaje mi się, że powiedziałam Ci już wszystko, ale czuję niedosyt.
    Wiesz, chciałabym się podzielić z Tobą moją radością, kiedy dowiaduję się, że dodałaś rozdział, uśmiechem, gdy to czytam, chciałabym to wszystko jakoś ubrać w słowa, ułożyć w logiczną całość, ale nie potrafię.
    Już dawno wiem, że mnie pokonałaś, chociaż nie walczyłyśmy.
    To opowiadanie rozłożyło mnie na łopatki. Poznałam piękno miłości i piękno głosu Bruna.
    Chyba powinnam jej podziękować. Jej , powiedziałaś, że same możemy nadać jej imię, nie potrafię jej nazwać. Dziękuję Ci, wybranko Bruna. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. To taki delikatny, cudowny rozdział.. Rozpłynęłam się <3 Jestem ciekawa, czy coś się jeszcze wydarzy w ich raju.. Hmm?

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest taki... uroczy i słodki.
    Po prostu piękny.

    Szkoda, że jeszcze tylko trzy wpisy <3
    Ten czas tak szybko zleciał.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooooooooooooooooooooooo, rozpływam się...
    GUN♥

    OdpowiedzUsuń
  5. już chyba zaczynasz łapać o co mi chodziło z ta dwójką :D Buziaczki!

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękny, jak zwykle, jak zawsze. Piękny i perfekcyjny sam w sobie.

    OdpowiedzUsuń
  7. ./go/anonymouscommentshelp
    javascript:void(0)
    javascript:void(0)

    OdpowiedzUsuń

Każde słowo motywuje, pamiętaj. ♥