niedziela, 22 września 2013

Epilog.

Koncerty, nagrania, wywiady i inne pierdoły zajmowały ostatnio większość mojego czasu. Nie narzekałem, w końcu czekałem na to przez tak długi czas. Przyjemniejszą częścią były powroty do domu. Zawsze tam na mnie czekała. Miała też wiernego towarzysza. Byłem spokojniejszy, od kiedy po domu kręcił się ten czarny rottweiler, którego ochrzciliśmy imieniem Geronimo.
Pewnego wieczoru wróciłem do domu nieco później niż zwykle. Nie wiem czy byłem bardziej zmęczony czy głodny. Marzyłem tylko, aby wziąć coś ciepłego do ust i paść na łóżko. Tamten koncert był wyjątkowo pełen zawirowań. Zero organizacji, wszystko się gubiło, a na koniec kłótnia z wytwórnią na temat tego, ile za ten koncert dostaniemy. Zdecydowanie miałem dosyć wszystkiego i wszystkich. Domyślałem się, że pewnie śpi. W jej stanie to przecież bardzo wskazane. Najciszej, jak tylko umiałem, otworzyłem drzwi. Położyłem torby tuż przy wejściu i powoli wchodziłem w głąb mieszkania. W salonie i w kuchni nikogo nie było. Niewiele myśląc skierowałem się do sypialni. Uchyliłem duże, drewniane drzwi i moim oczom ukazał się najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek miałem przyjemność oglądać.
W jasnym pomieszczeniu, na dużym łóżku spała ona. Jak zwykle zamiast się czymś przykryć, wolała ubrać na nogi skarpety, a na ramiona zarzucić jeden z tych swoich ogromnych swetrów, w które mieściłem się razem z nią. Geronimo dzielnie leżał przy niej, starannie okrywając jej stopy. Dobry pies.

Stałem w progu pokoju i po prostu patrzyłem na to, co jest przede mną. Chyba nie wierzyłem, że jestem aż takim szczęściarzem. Nagle zdałem sobie sprawę, że zapomniałem o całym zmęczeniu, złości czy nawet o tym, że byłem głodny. Wszystko to stało się nagle tak mało ważne, nieistotne, wręcz nic nieznaczące. Spokój zastąpił mi wszystkie negatywne emocje. Uśmiechnąłem się pod nosem. Była taka piękna.Czujny Geronimo nie pozwolił mi jednak tak po prostu sterczeć. Obudził się i gdy tylko mnie zobaczył zaczął się wiercić, próbując wyjść z łóżka. Szybko się do niego zbliżyłem i pogłaskałem przyjazną mordę, chcąc powstrzymać ją od szczekania. Nie chciałem, żeby się obudziła. Kilka jego ruchów wystarczyło jednak, aby zaczęła kontaktować.
- Jesteś wreszcie – powiedziała ledwie przytomnym głosem, przeciągając się na łóżku.
Zbliżyłem się do niej, aby móc jeszcze dokładniej przyglądać się jej rozpromienionej buzi. Nie potrafiłem się powstrzymać od złożenia na jej policzku ciepłego pocałunku.

- Zmęczony? Głodny? Zaraz ci odgrzeję – dodała i już chciała podnieść, aby ruszyć do kuchni i zacząć mnie wyręczać. Zawsze tak robiła. Chciała, żebym odpoczął.
- Poradzę sobie – zapewniłem, przytrzymując ją na łóżku tak, aby nie pozwolić jej wstać. – A wy jak się dzisiaj czujecie? – spytałem, przesuwając jedną dłoń na jej znacznie zaokrąglony już brzuch.
- Dobrze. Dużo śpimy, leniuchujemy, ale muszę przyznać, że bardzo się za tobą stęskniliśmy – mówiła, posyłając mi swój najpiękniejszy na świecie uśmiech.
- Stęskniliśmy? Chyba „stęskniłyśmy”. Przecież mówiłem ci, że to będzie dziewczynka.
- A ja ci mówię, że to będzie chłopak. Taki mały Bruno – upierała się przy swoim. Lubiłem się tak z nią przekomarzać. W tej kwestii ostatnio droczyliśmy się ze sobą non stop.
Zbliżyłem się i szepnąłem jej jak bardzo ją kocham, po czym przyłożyłem swoje wargi do jej delikatnych ust. Położyła na moim torsie swoją dłoń. Na jej nadgarstku błyszczała złota bransoletka ze znakiem nieskończoności. Ona była moim szczęściem, nieskończoną radością. Bez granic, bez końca, już zawsze miałem mieć ją przy sobie.


* * *
Dziękuję Wam. Po raz kolejny. Tak cudownie.
Ciekawa jestem czy nadałyście bohaterce jakieś imię. Jeśli tak, jakie?
Powinnam się żegnać, ale po co? Przecież z Wami zostaję ♥