wtorek, 6 sierpnia 2013

11. When I was your man...

Już niedługo miałam spotkać się z Brunem ponownie. Gala New NY Awards zbliżała się wielkimi krokami. Paradoksalnie z niecierpliwością odliczałam kolejne dni. Z uporem maniaka zliczałam godziny, które jeszcze pozostały. Pewnie nie skłamię, jeśli powiem, że byłam jedną z osób, które najbardziej wyczekiwały tegorocznej imprezy.
Doczekałam się. W końcu nadeszła upragniona sobota. Już od rana rozpierała mnie energia. Wiedziałam, że muszę wyglądać co najmniej świetnie. Nie tylko z powodu Bruna. Także dla siebie. To była moja pierwsza gala, chciałam więc wypaść jak najlepiej.
Po śniadaniu stanęłam przed szafą. Nie zajęło mi to dużo czasu. Już od dawna wiedziałam, co na siebie włożę. Wyjęłam z wnętrza mebla białą koszulę z długim rękawem ozdobioną kilkoma złotymi ćwiekami na kołnierzyku. Kiedy biała tkanina była już idealnie uprasowana, powiesiłam ją na jednym z wieszaków przy drzwiach.
Był dopiero ranek, a mnie już roznosiło. Na miejscu musiałam być dopiero o szesnastej. Gala rozpoczynała się o dziewiętnastej, jednak musiałam stawić się po swoją przepustkę, a i dobre miejsce trzeba zająć sobie odpowiednio wcześniej.
Chcąc zabić upływający niesamowicie wolno czas, postanowiłam jak co tydzień posprzątać swoją kawalerkę. Gdy skończyłam była trzynasta. W sam raz, aby rozpocząć przygotowania do wyjścia. Wzięłam orzeźwiający prysznic, pomalowałam paznokcie, zrobiłam najdokładniejszy makijaż na świecie, starannie wyprostowałam swoje jasnobrązowe włosy. W końcu ubrana w białą koszulę, przylegające czarne spodnie z wysokim stanem i lekką skórzaną kurtkę stanęłam przed lustrem. Wyglądałam całkiem nieźle. Włożyłam na stopy błyszczące szpilki, a na ramię zarzuciłam niedużą, również ciemną torebkę. Zamówiłam taksówkę i niewiele przed szesnastą byłam już na miejscu.
Niepewnie ruszyłam do wejścia. Aż roiło się tam od dziennikarzy, fotoreporterów i innych paparazzi. Przyszłam na miejsce w ostatniej chwili, przepustek zostało już tylko kilka. Stwierdziłam, że mając zapewnione wejście na galę, nie musiałam zajmować sobie już teraz miejsca przy czerwonym dywanie. W końcu nie byłam tam od robienia zdjęć. Spokojnym, niespiesznym krokiem ruszyłam do pobliskiej knajpki. Musiałam zjeść coś lekkiego, bo wiedziałam, że później nie znajdę na to czasu. Jedząc makaron z jakimś sosem przez dużą szybę lokalu, obserwowałam wszystko, co działo się przed teatrem.
Wróciłam z powrotem do wejścia. Przechadzałam się obok czerwonego dywanu i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Nie znałam tutaj nikogo, nie miałam osoby, do której mogłabym się odezwać. Stwierdziłam, że to dobra okazja, aby poznać „kolegów z branży” przez niektórych nazywanych konkurencją. Nieśmiało podeszłam do jednej z ekip, przedstawiłam się i zaczęłam standardową rozmowę na temat pogody. Początki były trudne, ale zanim gala się zaczęła, bez skrępowania rozmawiałam już z Lewisem, Ann i Robem.
Po dziewiętnastej nowojorskie gwiazdy i gwiazdeczki przeszły już czerwony dywan i weszły do środka okazałego budynku. Nie czekając, również weszłam do wnętrza starego teatru.
Stanęłam z tyłu widowni i obserwowałam wszystko, co działo się zarówno na scenie jak i poza nią. W pewnym momencie tuż obok siebie usłyszałam znajome męskie głosy. Wychyliłam się nieco, aby sprawdzić, czy mój słuch mnie nie zawodzi. Nie tym razem. Za dużym filarem zobaczyłam Phila, Bruna i dwóch mężczyzn, których miałam już okazję widzieć w studiu, kiedy przeprowadzałam wywiad z Marsem. Na początku zastanawiałam się, czy powinnam podejść do Phila czy też jest to niestosowne. Po chwili przestało mnie to jednak obchodzić i jak gdyby nigdy nic, pewnie zbliżyłam się do mojego czarnoskórego przyjaciela. Ten jak zwykle przywitał mnie szerokim uśmiechem.
- Pięknie wyglądasz – na dzień dobry skomplementował mnie Philip. Potrzebowałam tych słów.
- Ty też prezentujesz się całkiem nieźle – odparłam z uśmiechem. Mężczyzna natychmiast przedstawił mnie reszcie towarzystwa. Za wyjątkiem Bruna oczywiście. Ten znał mnie jak mało kto.
- Zostajesz na afer party? – zagadnął mnie jeden z mężczyzn.
- Z chęcią, ale nie mam jak się tam dostać. Dziennikarzy nie wpuszczają – odparłam.
- Z nami wejdziesz. Schowasz przepustkę gdzieś głęboko do torby. Będziesz moją osobą towarzyszącą, więc nie powinno być żadnego problemu – poinformował mnie Phil.
- W takim razie, dlaczego nie – powiedziałam, unosząc jeden z kącików ust.
Najnudniejsza część gali była już mną. Udało mi się zapisać wszystkich zwycięzców, ilości głosów, a także urwane zdania przemów triumfatorów. Zebrałam cały potrzebny mi materiał. Teraz czekała na mnie przyjemniejsza część – całonocna zabawa.
Za radą Phila schowałam przepustkę głęboko w swojej torebce. Trzymając pod rękę mojego przyjaciela, bez problemu weszłam do oddzielnej sali. W ogromnym pomieszczeniu znajdowały się liczne stoły uginające się od nadmiaru jedzenia, dobrze wyposażony bar, niewielka scena i oczywiście duży parkiet.
Na chwilę oddaliłam się od Phila i spacerowałam po pomieszczeniu. Podeszłam do jednego ze stołów, aby zabrać kieliszek szampana.
- Ciebie bym się tutaj nie spodziewał – powiedział tajemniczy głos, tuż nad moim ramieniem. Odwróciłam się i przeżyłam szok. Stał za mną nikt inny tylko sługus Flea’i – Matt.
- Vice versa – odparłam sucho. Kiedy spostrzegłam jednak, że w pobliżu stoi Bruno, momentalnie zmieniłam ton.
- Nie spodziewałam się ciebie tutaj, ale to nie zmienia faktu, że miło cię widzieć – powiedziałam, zmuszając się do uśmiechu. Mężczyzna również się uśmiechnął. Staliśmy i rozmawialiśmy przez chwilę. Co jakiś czas zerkałam w stronę Petera. Ten był teraz przy barze. Kilka razy złapałam jego spojrzenie. Nie wiem czy było w nim więcej złości czy bólu…
Kiedy parkiet się zapełnił, Matt porwał mnie do tańca. Pognałam myślami do chwil, kiedy tańczyłam z Brunem. Teraz tak jak i wtedy miałam na swoich biodrach duże dłonie, a na szyi czułam ciepły oddech. Podobnie jak w tamtej chwili męski tors przylegał do moich pleców, a przy uchu słyszałam ciche pośpiewywanie. Ale to nie było to samo. Dłonie Matta nieśmiało spoczywały na moim ciele. Daleko mu było do silnego, pełnego pewności, a jednocześnie delikatnego dotyku Bruna. Jego oddech na mojej szyi bardziej mnie drażnił niż pieścił. Nasze ciała poruszały się zupełnie inaczej, jak gdybyśmy tańczyli do całkiem różnych piosenek.
Spojrzałam w stronę Bruna. Patrzył na mnie. Jednak to już nie było nieśmiałe spojrzenie z początku imprezy. Teraz otwarcie, bezwstydnie wlepiał we mnie swoje kawowe tęczówki. Jego wzrok miał w sobie coś takiego, czego nie zapomnę nigdy. Jego dotąd piękne, błyszczące oczy wypełniał teraz przeogromny smutek, może nawet ból. Każdy mój ruch, mój gest wykonany przy Macie, bezlitośnie ranił Petera.
Spuściłam głowę. Nie potrafiłam dłużej patrzeć w jego stronę. Było mi wstyd. Czułam się winna przez to, że go ranię. Winna, mimo że wcześniej on tak dotkliwie zranił mnie.
Kiedy ponownie zwróciłam swój wzrok w stronę mulata, jego nie było już przy barze. Chwilę później ucichła muzyka wygrywana przez DJa. Z kąta sali zaczęły wydobywać się dźwięki fortepianu. Nie musiałam widzieć, żeby wiedzieć kto gra na instrumencie. Przebiłam się przez tłum i stanęłam w pierwszym rzędzie widowni. Byłam tuż przy nim.
Do dźwięków fortepianu dołączył głos Bruna. Muzyka sprawiała, że drżało powietrze. Sprawiała, że drżałam ja. Utwór przepełniony był cierpieniem i złością. Złością na samego siebie.
Kiedy z jego ust wydobywały się kolejne słowa piosenki, kolejne dźwięki, czułam jakby ktoś wbijał we mnie powoli małe sztylety. Jeden po drugim. Ale nie po to żeby mnie zabić, zniszczyć, tylko po to żebym cierpiała, żebym wyła z bólu. Żebym czuła się tak, jak czuł się on.
Moje ręce zaczęły się trząść, a nogi przypominały dwie tyczki, nad którymi nie miałam żadnej kontroli. Kolejne fale dreszczy przebiegały przez moje ciało. Bez przerwy.
Bruno nadal jednak bezlitośnie pastwił się nade mną, śpiewając dalej.
Kiedy utwór dobiegł końca, wszyscy zaczęli bić brawa. Mężczyzna od niechcenia podniósł się i zgarnął postawioną na instrumencie szklankę whisky. Wypił ją jednym duszkiem, po czym po prostu odszedł. Nie obchodziły go brawa. W nosie miał uznanie. Osiągnął swój cel. Bolało tak bardzo, że miałam ochotę krzyczeć. Chciałam wykrzyczeć tu, przy wszystkich, że kocham go jak nikogo innego już nigdy nie pokocham, że tęsknię za nim tak bardzo, że nie jest w stanie sobie tego nawet wyobrazić. Nie krzyczałam. Stałam w całkowitej ciszy, czując jak oczy zapełniają się łzami.
Na odchodne Bruno rzucił w moją stronę jedno jedyne spojrzenie. Nie było w nim satysfakcji, radości czy zadowolenia. Było pełne smutku, żalu, cierpienia i wszechogarniającego mnie aktualnie bólu. Patrząc w jego ciemne oczy, czułam jak po moich policzkach spływają ciepłe krople.
Odwróciłam się lecz nie wiedziałam dokąd pójść. Chciałam uciec. Jak najdalej. Po chwili poczułam jednak, że ktoś obejmuje mnie ramieniem. Phil. Na niego zawsze mogłam liczyć. Mężczyzna otarł łzy z mojej twarzy, po czym odwiózł mnie do domu. Nic nie mówił, o nic nie pytał.
Weszłam do mieszkania, którego wnętrze wypełniało światło księżyca w pełni. Zamknęłam za sobą drzwi i powoli sunęłam w dół, aż w końcu bezsilnie opadłam na podłogę tuż pod wejściem. Przyciągnęłam nogi do siebie. Z oczu płynęły kolejne i kolejne łzy. Zaczęłam łkać jak małe dziecko. Z tą różnicą, że małe dziecko nigdy nie zaznało i prawdopodobnie nigdy nie zazna takiego bólu, jaki ja czułam w tamtym momencie.
Siedziałam tak, a po policzkach wciąż ciągnęły się cienkie strugi słonej wody. Zmęczona niekończącym się łkaniem i bólem, rozrywającym klatkę piersiową, skuliłam się w kłębek i zasnęłam. Na podłodze.


Rano obudziły mnie uderzające w moje okna krople deszczu. Z chmur spadały hektolitry wody. Szare niebo, porywisty, zapewne zimny wiatr i do tego ten nieustający deszcz, sprawiały, że czułam jakby pogoda malowała właśnie to, co czuję.
Weszłam do łazienki. Podniosłam głowę i spojrzałam w lustro. Mój makijaż był dosłownie wszędzie. Czarne smugi pokrywały okrągłe policzki, poplamiły nawet białą koszulę. Sklejone rzęsy, wyschnięte popękane usta, czerwone oczy. Ten niemiły widok nie robił jednak na mnie większego wrażenia. Oddychałam głęboko wpatrując się tępo w swoje odbicie. Liczyłam, że może ono powie mi, co powinnam zrobić, co jest właściwe. Nie dostałam jednak żadnej wskazówki.
Umyłam twarz, przebrałam się w znoszone dresowe spodnie i wygodną bluzę. Zrobiłam sobie kubek gorącej herbaty, po czym zakopałam się pod kocem i beznamiętnie wpatrywałam się w telewizor. Jednak mój telefon jak zwykle musiał wyrwać mnie z mojego wygodnego legowiska.
- I jak tam kruszynko, trzymasz się? Chcesz żebym wpadł? – usłyszałam w słuchawce zatroskany głos Phila.
- Żyję. Idź lepiej do Kate. Ja póki co muszę zostać sama i wszystko jakoś przetrawić, poukładać w głowie – powiedziałam cicho. Philip nie męczył mnie pytaniami, nie bawił się w przesłuchania. Wiedział, że kiedy już coś obmyślę, kiedy będę coś wiedziała to na pewno sama mu o tym powiem. Wyciąganie ze mnie czegokolwiek na siłę nie miało sensu.
Po krótkiej rozmowie ponownie ułożyłam się na miękkiej kanapie.

Czułam się wyjątkowo otępiała, zaspana, apatyczna. Jakby ktoś pozbawił mnie całej energii, pozostawiając tylko minimum z minimum potrzebne do w miarę prawidłowego egzystowania. Nawet nie zauważyłam, kiedy się ściemniło.
Stałam przy kuchennym blacie, zalewając wrzątkiem kolejną herbatę, kiedy do drzwi zadzwonił dzwonek. Nie wyjrzałam przez judasza tylko od razu, machinalnie otworzyłam drzwi.





* * *
Stało się. 
Zaskoczone?
Kocham najmocniej.

8 komentarzy:

  1. ubóstwiam to opowiadanie ♥
    już myślałam, że jak tańczyła z tym Matt'em to Brunuś wyrwie ją z jego ramion i pocałuje heheh :D byłoby pięknie hah :P
    Ona cierpi, on też ;<
    Phil prawdziwy przyjaciel, też takiego chce ! :( ♥
    ale wreszcie Brunuś do niej przyszedł awww ♥
    ciekawe co powie ;p nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D
    będę cierpliwie czekać do 18 :*
    kocham ♥ @Paula2312

    OdpowiedzUsuń
  2. Wróciłyśmy do początku. Pamiętam, jak czytając szczególnie pierwszy rozdział, zastanawiałam się, kiedy nastąpi moment z prologu. To dzisiaj, dzisiaj już wiem. Tak samo jak to, że cholernie siebie kochają. Aż do bólu.
    Ta piosenka, dobrze wiesz, że ją uwielbiam. Jest przepełniona magią . Jest moją kołysanką.
    Dzięki niej odzyskuję wiarę w miłość.
    Teraz odzyskałam wiarę w nich i błagam, spraw, żeby już więcej się nie męczyli.
    Kocham Cię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie wiesz jaką radość sprawiłaś mi tym rozdziałem! Wracam sobie od lekarza, włączam komputer a tu taka niespodzianka ;)
    Rozdział jest niesamowity. Tak długo nie mogła się doczekać tego starcia na gali no i proszę, stało się.
    Moment w którym tańczyła z Mattem był dla mnie taką sama katuszą jak dla Bruna. Zrobiła to celowo bo zasłużył.
    Kompletnie dobija mnie to że cierpi i on i ona. Zranili się nawzajem i są tego świadomi. Kochają się lecz kiedy to w końcu zrozumieją? Kiedy zrozumieją że są dla siebie stworzeni?
    W momencie rozpoznałam ten fragment z prologu. Pamiętam gdy zaczynałam czytać twoje opowiadanie i zastanawiałam się co jej się stało i dla czego tak bardzo cierpi. Wszystko stało się jasne.
    Jestem ciekawa jak zareaguje na widok chłopaka. Co zrobi i co powie.
    Czekam ;)

    Kocham;*
    Sami<3

    OdpowiedzUsuń
  4. To Bruno! To Bruno! To musi być Bruno! haha... Cudowne... awww.. pełne emocji. Tak świetnie się to czyta <3 Kocham^^ Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
    Kocham Cię ;*

    PS u mnie 14 rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja się tak w to wciągam.. Naprawdę :) Kocham to opowiadanie. Jest wspaniałe! ♥
    Tak czytałam i chciało mi się płakać.. Ona smutna i on też. Naprawdę się w czułam.. Ciekawe kto będzie za tymi drzwiami.. Jestem bardzo ciekawa. Czekam z niecierpliwością na następny ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. przykro mi, ale musze to stwierdzic. To opowiadanie to jeden wielki misz masz, serio. Po pierwsze, jest za duzo spotkań z Philem, według mnie wystarczyłoby jakby do niej po prostu napisał esemesa, żeby ona wiedziała, że on o niej pamięta. Po drugie, po co była ta (niepotrzebna jak już wcześniej mówiłam) deklaracja, że łączy ich tylko seks ? skoro potem on śpiewa takie rzeczy jakby byli razem od dawna. I w ogole z biegiem czasu mam wrażenie, że Peter tak na prawdę nic nie zrobił. Wiesz dlaczego ? Bo powinien już dawno z nią o tym porozmawiać, przeprosić itd. A nie teraz robi z siebie takiego biedaka (przez tą piosenkę, którą śpiewa) i do tego romantyka, bo mówi do niej: 'będę walczyć' ( czy coś takiego). Ja mam świadomość, że zaczynam zaprzeczać sama sobie (wczesniej mówilam, że ma jej nie przepraszac), ale myślałam, ze to wyjdzie tak bardziej 'brutalnie', że on po tym całym incydencie przyjdzie do niej jak gdyby nigdy nic i wtedy nastapi jakiś taki przełom i on np. wróci do opowiadania dopiero po kilku rozdziałach. I PRZEPRASZAM! Przepraszam, bo wszystko to co napisałam wyżej może być niemiłe, ale ty tak ładnie piszesz (serio, kilka razy aż się uśmiechnęłam, bo zaskakiwałaś mnie składnią zdania, albo użyciem rzadko spotykanego synonimu jakiegoś słowa ;D) i ja chce żeby to opowiadanie to takie perfekcyjne było (na razie jest tylko zajebiste :DD) Bzuiaczkyyy xxxxxxxxxx @Firthowna

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest niezwyciężony. Daj mi odejść. Proszę.

    OdpowiedzUsuń

Każde słowo motywuje, pamiętaj. ♥