W tym tygodniu intensywnie pracowałam. Mój komputer
chyba nigdy nie miał aż tak zmaltretowanej klawiatury. Co chwila coś
poprawiałam, co minutę coś zmieniałam, ciągle coś było nie tak. W piątek
musiałam oddać swoje dzieło pod ostateczną ocenę redaktora.
Nasz naczelny nie lubił dostawać tekstów na maila.
Wyznawał zasadę, że trzeba się osobiście spotkać z dziennikarzem, aby dobrze
przekazać mu swoje zastrzeżenia.
Ściskając w dłoni maleńkie urządzenie zawierające
niewielki, a jednak tak ważny dla mnie, dokument podążałam do jaskini lwa.
Czułam się jakby od tej rozmowy zależała cała moja dalsza kariera, całe moje
dalsze życie. Włożyłam w ten artykuł ogrom pracy i czasu. Zależało mi na tym,
aby spodobał się osobie, która niewątpliwie była dla mnie autorytetem.
Niewiele później siedziałam już na wygodnym fotelu w gabinecie naczelnego „New Day'a” i uważnie się w niego wpatrywałam. Wpiął pendrive do swojego laptopa i uważnie przeglądał jego zawartość. Próbowałam wyczytać cokolwiek z jego twarzy, ale ta nieustannie zachowywała swój kamienny wyraz – zero emocji. W zamyśleniu trzymał tylko dłoń przy swoich wargach.
- Dobra robota – powiedział w końcu, ale nawet nie
skierował na mnie swojego spojrzenia.
- Naprawdę? – zapytałam pełnym euforii głosem.
- Mam kilka zastrzeżeń, co do kolorystyki i
rozmieszczenia tekstu, ale treść sama w sobie jest w porządku. Właśnie o takie
coś mi chodziło, kiedy zlecałem ci tę robotę. Spisałaś się – odparł, a jego
oczy zerknęły na moją twarz. Mimo że jego dłoń nadal zasłaniała usta, mogłam
dostrzec, że ich kąciki wędrowały w górę.
Kiedy mężczyzna przekazał mi już swoje uwagi,
mogłam z czystym sumieniem opuścić jego biuro. Czułam się jak gdyby wielki
kamień spadł mi z serca. Po powrocie na swoje stanowisko, poprawiłam wszystkie
błędy, wysłałam oficjalną wersję, gdzie trzeba i już delektowałam się weekendem.
Tego wieczoru nie miałam zamiaru pracować. Chciałam świętować, cieszyć się
swoim sukcesem.
Podniosłam się z fotela i ruszyłam do Kate, aby
przekazać jej dobre wieści i zaprosić ją na piątkowego drinka.
- Oczywiście ja stawiam – powiedziałam z wielkim
uśmiechem na ustach.
- Przekonałaś mnie – odparła Kate uśmiechając się
równie szeroko.
Popołudniu weszłam z powrotem do swojego
mieszkanka. Padłam na ostatnimi czasy non stop rozłożoną kanapę i leżałam
śmiejąc się sama do siebie. Byłam szczęśliwa. Mogę śmiało powiedzieć, że czułam
się doceniona, byłam usatysfakcjonowana, nawet dumna.
Wieczorem umalowana najlepiej jak tylko potrafiłam
i ubrana w najnowsze ubrania wybrałam się na spotkanie z Kate. Czekała na mnie
już pod wybranym przez siebie klubem.
- Karaoke? Czy ty się dobrze czujesz? Ja nie umiem
śpiewać! – powiedziałam na przywitanie, gdy tylko spostrzegłam w jakiego
rodzaju lokalu miałam spędzić dzisiejszy wieczór.
- Ja też nie! Ale to świetna zabawa! I można
posłuchać innych – próbowała mnie przekonać Kate, ale niezadowolona mina
nadal widniała na mojej twarzy.
- Słuchaj, jak ci się nie będzie podobało to po
prostu wyjdziemy i zmienimy lokal. Umowa stoi? – spytała dyplomatycznie.
- Stoi! – odpowiedziałam, zastępując wypisany na
twarzy kaprys szerokim uśmiechem.
Po wejściu do środka próbowałyśmy znaleźć jakieś
wolne miejsce, ale wszystkie stoliki były już zajęte. Po chwili gdzieś w tłumie
usłyszałam znajomy głos, wykrzykujący moje imię.
- Co ty tu robisz, kruszyno?! – padło pytanie tuż
za moimi plecami.
-Phil! Jak dobrze cię tu widzieć! – powiedziałam,
rzucając się postawnemu mężczyźnie na szyję. Ten facet zawsze sprawiał, że nie
umiałam się nie śmiać.
- Przyszłam świętować swój sukces. A ty? – zapytałam,
nie przerywając prezentacji swojego uśmiechu.
- Ja wpadłem żeby rozerwać się ze znajomymi, może
chcesz się dołączyć?
- Ale nie jestem sama – powiedziałam, po czym
odsunęłam się lekko w bok prezentując Philowi Kate. Uroczy uśmiech tej blondynki
zahipnotyzował mężczyznę. Wpatrywał się w nią jak zaczarowany.
- Kate, to mój przyjaciel Phil. Phil, poznaj moja
koleżankę Kate – odparłam z niesamowitą radością.
Kilka chwil później, siedziałyśmy już w wielkiej
loży razem z Philipem i jego znajomymi. Mężczyzna ani na chwilę nie oderwał oczu od
Kate. Ta z kolei non stop się śmiała, a na jej policzkach wymalowały się dwa
delikatne rumieńce. Mój czarnoskóry przyjaciel oczywiście kilka razy tego
wieczoru trzymał w dłoniach mikrofon. Jego głos brzmiał niesamowicie. Zresztą,
jego znajomi też od niego nie odstawali. Ja jednak nie dałam się wyciągnąć na
sam środek klubu. Za to z wielką przyjemnością wsłuchiwałam się w wokalne
popisy innych gości. Co jakiś czas zerkałam na Phila i Kate. Spoglądając na
tych dwoje nie potrafiłam powstrzymać się od uśmiechu. Byli w siebie mocno
zapatrzeni.
Bardzo późnym wieczorem wróciłam do domu. Zmyłam
makijaż i w samej bieliźnie wsunęłam się pod kołdrę. Zasnęłam nucąc pod nosem
zasłyszane melodie.
Sobotniego poranka obudziły mnie ciepłe, słoneczne
promienie na policzkach. Otworzyłam oczy i przeciągając się na łóżku, wracałam
do rzeczywistości. Wzięłam prysznic, zjadłam solidne śniadanie, uprzątnęłam
swoje mieszkanie. Zerknęłam za okno. Początek wiosny, pogoda najpiękniejsza z
możliwych. Nie za ciepło, nie za zimno. Bezwietrznie, bezchmurnie. Nie mogłam
przesiedzieć całego dnia w domu. Postanowiłam aktywnie spędzić sobotę. Ubrana w
dres, włożyłam na nogi wygodne adidasy i ruszyłam na jogging. Ze słuchawkami w
uszach w szybkim tempie przemieszczałam się po pobliskim parku. Przyspieszające
bicie serca, powoli urywający się oddech. Potrzebowałam tego. Musiałam się
zmęczyć, spocić, chwilowo stracić oddech. Pozbawiona nadmiaru energii wróciłam
do domu. Zimna woda sącząca się z prysznica pozwoliła mi odprężyć
zmęczone wysiłkiem mięśnie. Z czystym sumieniem do wieczora wpatrywałam się w
ekran położonego na kolanach komputera. Wciąż odczuwana satysfakcja dawała mi
siłę do dalszej, być może jeszcze cięższej, pracy.
Sobotni trening zdecydowanie dał się odczuć w
niedzielę. Nie potrafiłam wyjść z łóżka. Już zdążyłam zapomnieć czym są
zakwasy. Leniwie wylegiwałam się więc na kanapie, zmieniając kanał po kanale. Na stoliku zostawiłam włączonego laptopa, ale nie miałam najmniejszej
ochoty na tworzenie czegokolwiek nowego. Po prostu leniuchowałam, odpoczywałam
w każdym znaczeniu tych słów.
Dzwonek do drzwi. Nie byłam pewna czy mam siłę, aby
podnieść się z kanapy.
- Kto tam?! – krzyknęłam, spoglądając tylko w
stronę szarych drzwi.
- To ja! – powiedział tak dobrze znany mi głos. Nie
musiałam pytać już o nic więcej. Doskonale wiedziałam, kto postanowił do mnie
wpaść. Głos niespodziewanego gościa dodał mi siły i mimo niemiłosiernych zakwasów
udało mi się dojść do wejścia.
- Wchodź – rzuciłam, nie spoglądając nawet na
Phila.
- A tobie, co się stało? – zapytał mężczyzna
zdziwiony moimi powolnymi ruchami.
- Przetrenowałam się trochę wczoraj – powiedziałam
krótko. - Jak chcesz kawę albo herbatę to musisz sobie sam zrobić – dodałam,
padając na łóżko. Phil wybuchnął śmiechem. Powiesił swoją kurtkę nad niewielką
szafką, po czym bez skrępowania wpadł do kuchni. Po chwili podał mi wielki
kubek mojej ulubionej herbaty.
- Tego mi było trzeba – powiedziałam, delektując
się zapachem gorącego napoju.
- Jadłaś coś dzisiaj? Czy cały dzień tak leżysz? –
spytał, odkładając na stół swoją kawę.
- Cały dzień tak leżę – odparłam beztrosko. Phil
zaśmiał się po raz kolejny.
- Jak dziecko. Naprawdę, mam z tobą gorzej niż z
dzieckiem – powiedział w końcu.
- Ty mi tu nie wciskaj pierdół, że przyszedłeś, bo
się o mnie martwiłeś. Lepiej powiedz jak ci idzie z Kate.
Na moje słowa Phil spuścił wzrok i uśmiechnął się
pod nosem.
- Skąd wiedziałaś?
- Ja zawsze wiem – powiedziałam pewnym siebie
tonem. Mężczyzna zaczął mi opowiadać o swojej sobotniej randce z moją
koleżanką. Zachwycał się jej urodą. Chwalił jej inteligencję. Komplementował
jej poczucie humoru. Kiedy o niej mówił w jego oczach zapalały się jakieś światełka.
Maleńkie iskierki, których blask był teraz mocniejszy niż wcześniej. Te niewielkie płomyki
mówiły mi więcej niż słowa. Zakochał się. Phil po uszy zadłużył się w Kate.
Późnym popołudniem mężczyzna przyrządził nam
całkiem smaczną zapiekankę. Do wieczora siedzieliśmy rozmawiając o miłości,
przyjaźni. O ludziach, o naszych przeżyciach. Tych kilka godzin wiele mi dało.
Teraz wiedziałam już na pewno, że Phil jest moim prawdziwym przyjacielem. Ja
wiedziałam o nim dużo, on o mnie chyba jeszcze więcej. Nie wiem, czy rozumiał wszystko, co powiedziałam. Nie musiał.
Akceptował mnie taką jaką jestem, ze wszystkimi moimi humorkami, niewyparzonym
językiem i silnym temperamentem. To mi wystarczało.
Po tak mile spędzonej niedzieli, nadszedł kolejny
tydzień, który niemal całkowicie spędziłam w redakcji. Nawet jeśli nie było
mnie w redakcyjnym budynku, to załatwiałam sprawy związane z następnym
artykułem. Spotkania, maile, wiadomości i rozmowy. Zdecydowanie nie narzekałam,
byłam po uszy zakochana w tym, czym się zajmowałam.
Jednym ze spotkań był wywiad z Mattem Seize.
Oczywiście odbywał się on w radiu Pani Flea. O umówionej godzinie stawiłam się
w siedzibie rozgłośni. Udałam się do wskazanego mi wcześniej pokoju. Zastałam
tam Matta i Alice. Burzliwie nad czymś dyskutowali.
- Dzień dobry – powiedziałam głośno, aby gospodarze
zauważyli moje przybycie. Ich rozmowa momentalnie ucichła. Alice przywitała
mnie z udawaną życzliwością. Przykleiłam na twarz sztuczny uśmiech, po czym
usiadłam i zaczęłam zadawać Mattowi podstawowe pytania. Jak rozpoczął swoją
przygodę z muzyką, na kim się wzoruje, skąd czerpie pomysły i inspiracje, jakie
ma plany na przyszłość. Nie przeprowadzałam w swoim życiu wiele wywiadów i nie
miałam w tym doświadczenia, jednak rozmawiałam już z kilkoma osobami. Przepytując Matta, czułam się jak nauczycielka. Mężczyzna niemal
recytował z pamięci każdą swoją odpowiedź, nie było tam miejsca na żadną
spontaniczną reakcję. Mimowolnie każde zdanie, które padało z jego ust
porównywałam do wypowiedzi Bruna, które były pełne prawdy, szczerości. Matt
mówił sztucznie, wręcz mechanicznie.
W dodatku, co jakiś czas za oszklonymi drzwiami
pokoju spostrzegałam przechadzającą się niby przypadkiem postać Alice. Mocny
kolor jej włosów nie pozwalał kobiecie na jakiekolwiek ukrycie się.
Kiedy zebrałam cały potrzebny mi materiał, wstałam,
podałam mężczyźnie dłoń i podziękowałam za rozmowę.
- Jesteś zajęta? Może dasz się zaprosić na lunch? –
spytał nieśmiało, wciąż trzymając moją dłoń.
- Niestety, muszę biec na kolejne spotkanie. Może
innym razem – odpowiedziałam i niemal wyrwałam swoją rękę z uścisku. Wychodząc,
natknęłam się oczywiście na Panią Flea. Rzuciłam w jej stronę ultraszybkie „Do
widzenia” i opuściłam radiostację.
Ulżyło mi, kiedy nareszcie mogłam usiąść w swoim
mieszkaniu i spokojnie zredagować kolejny wywiad. Bez Alice stojącej nade mną.
Przesłuchując kilka razy nagranie z rozmowy z Mattem utwierdzałam się tylko w
przekonaniu, że jego odpowiedzi były nieszczere i wyuczone. Ten mężczyzna był
uwięziony pod pantoflem Pani Flea, która kontrolowała każdy jego ruch, miała
wpływ na każde słowo padające z jego ust. Współczułam mu. Nie byłam artystką, to nie moja działka, ale nie potrafiłam wyobrazić sobie artysty, muzyka, który jest zniewolony, który
nie ma swojej przestrzeni.
Znów
zaczęłam porównywać Bruna i Matta. Byli kompletnie inni. Matt tak naprawdę był
jeszcze chłopcem, marionetką w rękach rudowłosej kobiety. Bruno był prawdziwym
mężczyzną, prawdziwym artystą. Wolnym, szczerym, ale jednocześnie jakby skrywającym w sobie jakąś
tajemnicę. Ten ukryty gdzieś głęboko sekret sprawiał, że chciało się go
poznawać jeszcze lepiej, jeszcze bardziej, jeszcze dokładniej.
* * *
Akcja powolutku toczy się do punktu kulminacyjnego
czy jakkolwiek to nazwać.
Mam nadzieję, że cierpliwie przeczekacie.
Kocham Was ♥
Super rozdział jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńSzkoda że w tym klubie nie było Bruna albo coś heheh
Phil zakochany <3 hohoho
A już myślałam że zamiast Phila do niej przyszedł Bruno heh
A ten Matt taki dziwny .. dobrze że się z nim nie umówiła ;d
PUNKT KULMINACYJNY? OMG NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ ;D
@Paula2312
Znowu się wciągnęłam ♥ Tak bardzo kocham czytać Twoje blogi. Są świetne. Mistrzowskie ♥
OdpowiedzUsuńPhil się zakochał :) A ten cały Matt... Nie wiem co o nim myśleć.. Taki jakiś podejrzany :D
Punkt kulminacyjny ♥ Jestem naprawdę bardzo nie cierpliwą osobą, ale dla Cb postaram się poczekać :3 Kocham Cię ♥
@luv_my_nialler
Przeczytałam wszystkie części i podoba mi się! Czyta się lekko i przyjemnie. Lubię to! ;) Jedyne co troszkę mi przeszkadzało to Peter zamiast Bruno, bo mimo, że to jego prawdziwe imię, nikt na niego tak nie mówi, ale poza tym naprawdę bardzo przyjemnie przeszłam przez wszystkie 10 rozdziałów. Z niecierpliwością czekam na więcej ;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ze napisze taki krótki ale jestem na komórce.
OdpowiedzUsuńRozdział jest super. Juz nie mogę się doczekać kiedy bedzie więcej Bruunoo <3
Kolejny raz sprawiasz, że nie wiem, co napisać, Klaudio.
OdpowiedzUsuńCoś mi dajesz, jednocześnie zabierając moją cząstkę ze sobą.
Chyba Ci tego zazdroszczę.
Chyba jej zazdroszczę.
Takiego życia. Niepozornie idealnego.
Takich przyjaciół.
Takiej prawdziwości.
Rozdział jest bardzo ciekawy. Czyta się go lekko i przyjemnie.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę że w życiu dziewczyny wszystko zaczyna się układać. Ma wspaniałą pracę i jest po prostu skazana na sukces. Do tego jeszcze Phil który po prostu jest wspaniałym przyjacielem. Fajnie że umówił się na randkę z Kate i tak bardzo mu się spodobała.
Cały czas dręczy mnie Bruno. Siedzi w mojej głowie podobnie jak w jej. Cały czas się zastanawiam kiedy ponownie na siebie wpadną i co się wtedy stanie ;)
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
Kocham!
Sami<3
Jej praca to dla niej przyjemność. Tylko czy po pewnym czasie, nie stanie się niewolnicą muzyki i tych wszystkich ludzi? Zazdroszczę jej tej wspaniałej przyjaźni, a Phila jeszcze bardziej. No tak, Kate. Myślałam, ba! liczyłam, że to będzie coś więcej niż przyjaźń. Ale Kate, no, Klau! Przez Ciebie mam trudności z wyrażaniem uczuć. Uwielbiam ich, co ja mówię, kocham. Ten jej trening był trochę podejrzany, ale pewnie szukam dziury w całym, tak, na pewno. I po jaką cholerę ona ich porównuje? Przecież to jest jej były kochanek, z akcentem na były (tak, nadal myślę o Philu). I ta gala nie daje mi spokoju. Czy ona i Matt? Czy to zrobi dla zazdrości? Klau, ja rozumiem, przynajmniej próbuję.
OdpowiedzUsuń