poniedziałek, 29 lipca 2013

9. I’ll pick up these broken pieces 'til I'm bleedin’

Wreszcie winda zatrzymała się na pożądanym piętrze. Matt wypadł z niej jak torpeda, a ja podążyłam tuż za nim. Błyskawicznie przemykał wśród gąszczu ludzi, biurek i półek, zapełnionych różnokolorowymi segregatorami. Co jakiś czas zamieniał z różnymi osobami urywane zdania, z których kompletnie nic nie rozumiałam. Czułam się, jak gdyby ci ludzie porozumiewali się w całkowicie obcym dla mnie języku.
- Ali! – krzyknął nagle Matt, po czym chwycił mnie za nadgarstek i pognał za jakąś kobietą. Nieznajoma odwróciła się na dźwięk swojego imienia. Trzydziestolatka miała włosy zafarbowane na intensywny odcień, który porównałabym do terakoty. Bursztynowymi oczyma ukrytymi za niewielkimi, designerskimi oprawkami spojrzała na Matta. Gdy tylko zobaczyła, kto ją woła, jej twarz ozdobił szeroki uśmiech, prezentujący jej perłowe zęby.
- Matty! Dobrze, że jesteś! Za kwadrans wchodzimy na antenę. Biegiem do studia i to już! – powiedziała, składając na jego policzku powitalny pocałunek. - Ah, znowu cię ubrudziłam… - dodała, starannie wycierając z jego policzka czerwoną szminkę. Dopiero teraz zauważyła, że jej znajomy nie jest sam.
- A ta młoda dama to kto? Czyżby twoja najnowsza zdobycz? – zapytała, mierząc mnie wzrokiem z góry na dół. Dopiero, kiedy jej spojrzenie zatrzymało się przy dłoni mężczyzny zrozumiałam, że on wciąż kurczowo ściska mój nadgarstek. Pewnym ruchem oswobodziłam swoją rękę, po czym przedstawiłam się kobiecie.
- No tak! Przecież byłyśmy umówione! – powiedziała wielce zdziwiona. - Mamy cały kwadrans. Jak się pospieszymy to zdążymy – dodała, nieprzytomnie spoglądając na zapięty na nadgarstku zegarek. Zaczęłam jej opowiadać o tym, co mam zamiar robić oraz dlaczego zależy mi na współpracy z nią i jak to sobie wyobrażam.
- Masz już kogoś na pierwszy artykuł? – zapytała, spoglądając na mnie jakby groźnie.
- Tak, tak. Zaraz właśnie mam się z nim spotkać – odparłam pewnie.
- A kto to jest? Jeśli można oczywiście wiedzieć…
- To żadna tajemnica. Razem z moim redaktorem naczelnym na pierwszy artykuł wybraliśmy Bruno Marsa – powiedziałam, a kobieta jak gdyby zamarła na te słowa. Jej twarz na moment pobladła. Po chwili jednak przygryzła wargę i ponownie zaczęła mówić.
- Nie sądzisz, że byłoby miło gdyby ci sami artyści gościli na stronach „New Day’a” i w moich audycjach? – zapytała niezwykle tajemniczym tonem. Pokiwałam głową.
- To całkiem fajny pomysł.
- Właśnie. Niech więc Bruno Mars będzie bohaterem pierwszego artykułu, ale pozwól, że bohatera drugiego numeru znajdę już ja, w porządku?
- W porządku. W końcu to Pani się na tym zna, a mnie nie robi różnicy kogo mam przepytać – odpowiedziałam beztrosko. Na te słowa kobieta uśmiechnęła się w taki sposób, że przypominała jakąś czarownicę z kreskówki, której właśnie udało się pokonać największego wroga.
- Pozwól, że przedstawię ci więc mężczyznę, którego następnym razem, jak to określiłaś, przepytasz… - poinformowała, po czym odwróciła mnie w stronę stojącego obok Matta. Mężczyzna cały czas przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- On? – zapytałam z niedowierzaniem.
- A coś z nim nie tak? – spytała kobieta takim tonem, że czułam, że w razie sprzeciwu ta modliszka pożre mnie żywcem.
- Ależ skąd. Jak już powiedziałam nie robi mi różnicy kogo przepytam – powiedziałam, szczerząc się sztucznie. - Państwo mi wybaczą, ale muszę już uciekać. Obowiązki wzywają – dodałam, po czym nie oglądając się za siebie szybkim krokiem, ruszyłam w stronę windy. Chciałam już stamtąd wyjść. Czułam się jak mucha uciekająca przed pajęczą siecią.
W końcu wypadłam na zatłoczony chodnik przed budynkiem. Spojrzałam na zegarek. Miałam dziesięć minut, aby dotrzeć na miejsce, w którym umówiłam się z Brunem. Stanęłam na brzegu chodnika i jak głupia wymachiwałam ręką, chcąc złapać żółtą taksówkę. Wreszcie się udało. Wsiadłam do samochodu i przekazałam kierowcy docelowy adres.
Po upływie kilku minut stałam już pod niewysokim, ale nowocześnie wyglądającym budynkiem. Podobnie jak poprzedni w dużej mierze zbudowany był ze szkła. Jednak tym razem, co jakiś czas z przezroczystych ścian wystawały, wyglądające jak wykonane z drewna, bryły. Nie rozglądając się już dłużej dookoła, ruszyłam do wejścia. Podeszłam do czegoś na kształt recepcji i przedstawiając się powiadomiłam, że szukam Bruno Marsa.
- Studio numer sześć. Na trzecim piętrze, korytarzem w lewo – poinformował mnie życzliwie starszy mężczyzna. Podziękowałam i udałam się w kierunku windy. 
Kiedy byłam już we wnętrzu metalowego pomieszczenia, wcisnęłam przycisk z numerem trzy. Z każdym kolejnym piętrem, moje serce biło coraz szybciej, nogi zaczynały się pode mną uginać, a ręce pocić. Zacisnęłam jednak zęby i obiecałam sobie, że będę silna. Przyrzekłam Philowi, że go nie zawiodę. Nie miałam zamiaru złamać danego przyjacielowi słowa.
Znalazłam się na wąskim korytarzu, stosując się do wcześniejszych zaleceń skręciłam w lewo i szukałam drzwi numer sześć. Kiedy już je znalazłam, natychmiast delikatnie zapukałam. Ze środka słychać było głośną rozmowę i śmiech. W końcu drzwi się przede mną otworzyły. Zobaczyłam nieznajomego mężczyznę, który na mój widok zmarszczył brwi.
- W czymś mogę pomóc? – zapytał pogardliwie. Zachowując poważny ton i pewność siebie przedstawiłam się i wyrecytowałam całą regułkę wyjaśniającą mężczyźnie kim jestem i dlaczego ośmieliłam się zapukać. Porzucając lekceważący stosunek do mnie, nieznajomy odsunął się i wpuścił mnie do środka.
Rozejrzałam się po niewielkim pomieszczeniu. Przy pełnym najróżniejszych regulatorów, pokręteł i guzików panelu siedział Bruno, a krzesło tuż obok niego zajmował Philip. Na niedużej kanapie, wciśniętej jakby na siłę w kąt pokoju, siedział jeszcze jeden mężczyzna. Na mój widok Phil tylko się uśmiechnął, nic nie mówił, o nic nie pytał. Doskonale wiedział, po co przyszłam. Jego uśmiech dodał mi skrzydeł. Teraz byłam już pewna, że podołam zadaniu. Wypełniała mnie pewność siebie, czułam się silna.
Peter spojrzał na mnie, a jego twarz pobladła. Wyglądał jak gdyby zobaczył ducha. Nie umiał wykrztusić z siebie ani słowa. Wyciągnęłam dłoń w jego stronę i ponownie bezbłędnie wyrecytowałam swoją regułkę. Nie mogłam sobie odmówić tej przyjemności, mówiłam to odczuwając wewnątrz dziką satysfakcję.
- To może my wyjdziemy coś zjeść, a wy tu róbcie swoje – powiedział Phil, po czym zwolnił dla mnie swoje krzesło.
- Mars, a tobie coś przynieść? – zapytał jeden z nieznajomych mężczyzn, stojąc już w progu.
- Nie, dzięki. Nie jestem głodny – odpowiedział Peter trochę nieprzytomnym głosem.
Zostaliśmy sami w maleńkim, ciemnym pomieszczeniu. Kurczowo trzymając swoją torbę, usiadłam na dużym fotelu, tuż obok Petera. Wyjęłam dyktafon. Włączyłam urządzenie i umieściłam je na skraju zapełnionego przełącznikami panelu. Idealnie pomiędzy mną, a nim.
- Powinniśmy zacząć, jesteś gotowy? – zapytałam, uśmiechając się do Petera.
Mężczyzna podniósł wzrok. Tak, jak kiedyś poczułam na sobie spojrzenie kawowych oczu. Przeszła przeze mnie fala dreszczy, ale robiłam wszystko, co w mojej mocy, aby mulat tego nie zauważył.
- Tak, zaczynajmy. Pytaj o co chcesz – powiedział sucho, zwieszając głowę.
- Twoja ostatnia piosenka „Just the way you are” zawojowała Nowy Jork. Słychać ją w wielu rozgłośniach, można się na nią natknąć w centrum handlowym, w autobusie czy w metrze. Jestem ciekawa, co zainspirowało cię do napisania tego utworu? – padło z moich ust. 
Pierwsze pytanie wywołało uśmiech na twarzy mojego rozmówcy. Mulat wyprostował się na swoim fotelu i swoją odpowiedzią zaczął powoli zabijać moją siłę i pewność siebie.
- Widzisz, poznałem kiedyś dziewczynę. Niezwykłą, naprawdę jedyną w swoim rodzaju. Miała najcudowniejszy uśmiech na ziemi, a w porównaniu z jej oczami gwiazdy zdawały się nie błyszczeć. Im dłużej się jej przypatrywałem, im lepiej ją poznawałem, tym więcej piękna w niej widziałem. Oprócz tekstu, ważna jest tu też melodia. Długo nad nią myślałem. Chciałem żeby była jednocześnie delikatna, ale i wyrazista. Chciałem żeby oddawała jej charakter. Miałem nadzieję, że ludzie zakochają się w tej piosence, podobnie jak ja zakochałem się w tej dziewczynie.
Peter mówił bardzo powoli i wyraźnie. Dokładnie artykułował każde wymawiane słowo, jakby chciał się upewnić, że żadne z nich mi nie umknie. Jego oczy ani na sekundę nie oderwały się od mojej twarzy. To spojrzenie topiło cały lód, którym skute było moje serce. 
Wiedziałam jednak, że muszę być twarda, silna. Po prostu muszę.
- Jednak „Just the way you are” nie jest twoją jedyną kompozycją, z całą pewnością masz ich więcej. Czy do napisania pozostałych też skłoniła cię znajomość z tą tajemniczą dziewczyną? – zapytałam, zatapiając wzrok w kawowych tęczówkach.
- To prawda, mam w zanadrzu jeszcze parę utworów. Jest jeszcze kilka, których bohaterką jest ta dziewczyna. Są oczywiście też takie inspirowane moimi innymi przeżyciami, doświadczeniami czy obserwacjami. Niektóre są z przymrużeniem oka, inne są trochę poważniejsze. Nie chcę zdradzać wszystkiego. Uważam, że słuchacz powinien każdy utwór odkrywać samemu, robić to po swojemu. Nie można przecież wszystkiego podać na tacy, bo to żadna frajda.
Zadawałam kolejne pytania, a Bruno na każde z nich rzeczowo odpowiadał. Próbowałam ukryć uśmiech, ale nie do końca mi się to udawało. Mimowolnie moje usta nieznacznie wykrzywiły się, pociągnięte przez wędrujące w górę kąciki. Przez całą rozmowę patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Teraz widziałam w nich to, co kiedyś - szczerość, prawdę, pasję. Spojrzenie jego ciemnych źrenic wywoływało u mnie dreszcze i przyspieszone bicie serca.
Kiedy zebrałam już potrzebny mi materiał, wstałam i uścisnęłam dłoń mężczyzny, dziękując mu za poświęcony mi czas. On zbliżył się do mnie i szepnął:
- Nie poddam się tak łatwo. Będę walczył.
Spojrzałam na niego i oziębłym, wypranym z emocji głosem odparłam krótko:
- Dobrze. Walcz.
Odsunęłam się od mężczyzny. Spakowałam do swojej torby dyktafon i zrobiłam kilka kroków w stronę drzwi.
- Zobaczymy się już niedługo - rzucił Peter, kiedy miałam nacisnąć masywną klamkę.
- Co masz na myśli? – spytałam, marszcząc czoło.
- New NY Awards. Nie może cię tam zabraknąć. W końcu to teraz twoja praca – odparł, uśmiechając się pod nosem. Zacisnęłam palce wokół klamki.
- W takim razie do zobaczenia – powiedziałam, po czym opuściłam pokój. Czekając na windę, uspakajałam swój oddech i rozkołatane serce. Powoli wszystko wracało do normy.
Po opuszczeniu budynku, udałam się do najbliższej restauracji. Głodna jak wilk zamówiłam solidną porcję kurczaka z warzywami. Błyskawicznie wydobyłam z torby laptopa i zaczęłam poszukiwania informacji o New NY Awards, o których wspomniał Peter. Nie miałam pojęcia, co to takiego. Kilka minut później, zrozumiałam o co chodziło mężczyźnie. New NY Awards to coroczna gala, odbywająca się w pierwszą sobotę kwietnia, nagradzająca osiągnięcia nowojorskich artystów i instytucji wspierających rozwój miejscowych twórców.
- Pierwsza sobota kwietnia… - mruczałam pod nosem. Dopiero kiedy wypowiedziałam to na głos dotarło do mnie, że to już za dwa tygodnie.
Późnym wieczorem dotarłam do swojego mieszkania. Odświeżona, ubrana w dres, już miałam zabierać się za zapisywanie rozmowy z Brunem, ale mój brzęczący telefon sprawił, że chwilowo musiałam porzucić ten pomysł.
- Jestem z Ciebie dumny! – usłyszałam w słuchawce zadowolony głos Phila. - Jak wróciliśmy to nadal miał zdziwioną minę. Nie ma co, kruszynko, zagięłaś go! – ciągnął dalej. Po długiej, pełnej śmiechu rozmowie z moim czarnoskórym przyjacielem, zabrałam się do pracy. Położyłam się spać grubo po północy, ale za to mój laptop zawierał już dokument ze zredagowanym wywiadem. Z uśmiechem na ustach zamknęłam oczy, czekając na przyjście kolejnego dnia.

Poranek minął mi w mgnieniu oka. Narzucając na siebie lekki płaszcz, w pośpiechu opuściłam mieszkanie i ruszyłam do pracy. Tuż przed wejściem do budynku redakcji mój telefon zaczął szaleć w torbie. Głośny dzwonek nie pozwalał się ignorować. Po chwili wydobyłam urządzenie. Spojrzałam na ekran, na którym widniał nieznany mi numer telefonu. Odebrałam. 
- Cześć tu Matt. Ali dała mi twój numer… - w słuchawce zabrzmiał znajomy już teraz głos. - Dzwonię, bo mieliśmy się umówić.
Z każdym słowem mężczyzny dziwiłam się coraz bardziej.
- Umówić? Co masz na myśli? – powiedziałam, nie kryjąc swojego zaskoczenia.
- Na wywiad… nie pamiętasz? – stwierdził nieśmiało. Dopiero teraz sobie przypomniałam, że przecież Pani Flea kazała mi z nim porozmawiać.
- Ale spokojnie, mamy jeszcze dużo czasu. Póki co muszę zająć się dopracowaniem pierwszego numeru. Bez obaw, kiedy będę pracowała nad drugim to na pewno się z tobą skontaktuję. Muszę kończyć, obowiązki wzywają. Do usłyszenia – wyrecytowałam szybko, po czym błyskawicznie się rozłączyłam. Widać, że wpadłam w oko temu biedakowi. Nie miałam zamiaru mieszać się teraz w jakiekolwiek relacje damsko-męskie. Po ostatnich doświadczeniach stwierdziłam, że zdecydowanie się do tego nie nadaję. Poza tym, naprawdę musiałam skupić się na dopracowaniu pierwszego artykułu, a nie zbierać materiały do drugiego. Wszystko po kolei. Wszystko w swoim czasie.


* * *
Konfrontacja z Brunem part one zakończona.
Co myślicie o wywiadzie z Panem Marsem?
A Matt i Alice w jednej spółce? Jestem ciekawa Waszych opinii.
Buziaki, kocham ♥

7 komentarzy:

  1. Nie wiem jak Ty to robisz, że każde opowiadanie, rozdział, zdanie i słowo brzmi jeszcze lepiej niż jest to możliwe. Nie darowałabym sobie, gdybym nie przeczytała całej tej opowieści. Wiesz jak bardzo Cię podziwiam ? Jeżeli nie to właśnie teraz miałaś okazję się o tym przekonać :) Buziaki xoxo ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwww mój rekord ! czytając cały rozdział miałam wstrzymany oddech ! Kochanie wspaniale piszesz ! masz ogromny talent ! :D nie mogę się doczekać walki naszego przystojnego mulata :D

    OdpowiedzUsuń
  3. To tak wciąga! Kocham Twój blog, kocham Ciebie ♥ Jak ja bym chciała pisać tak idealnie jak Ty..
    Och.. Niespełnione marzenie :D Jesteś i będziesz dla mnie wzorem ♥
    Ciekawe czy oni będą razem.. Jestem tak bardzo ciekawa. Nie każ mi czekać :D
    Całuski @luv_my_nialler

    OdpowiedzUsuń
  4. Posłuchaj, kochanie. On tak pięknie dla Ciebie kłamie.
    Widzisz, kochanie? Niczym magik patryka słów palcami.
    Ufasz mu, kochanie? Przecież tak bardzo Cię zranił.
    Przypomnij sobie, kochanie, gdy z Twoich pięknych oczu spłyną gorzki potok łez.
    Coś nam wtedy obiecałaś, kochanie. Złożonych obietnic się nie łamie.
    Nic już nie mów, za dobrze znam ten grymas na twarzy.
    Gdy upijesz łyk oczu jego kawy, gdy poczujesz obrzydliwy smak jego ust, gdy chwyci Twoją zmęczoną tęsknotą twarz, wybaczysz mu.
    A wtedy znajdziesz mnie, będę siedziała skulona na waszej miłości plaży.
    I będę płakać za Ciebie.
    I będę się modlić za Ciebie.
    I będę umierała dla Ciebie.
    Jesteś taka głupia, nie powinnaś pozwolić mu walczyć.
    Jesteś mną, kochanie.
    Toniemy w nieposłodzonej, mocnej kawie.
    " walczę, nie poddaję się. Kocham, ta miłość jest moją siłą".

    OdpowiedzUsuń
  5. No muszę przyznać że pierwsze starcie z Brunem wyszło jej znakomicie! Już myślałam że się złamie a jednak nie. Pełny profesjonalizm ;] Mina Marsa musiała być bezcenna! No cóż, z pewnością to nie jej się tam spodziewał, prawda?
    Gdy już doszło do wywiadu muszę szczerze przyznać że mnie mocno zaskoczył. Ta pewność siebie jaką miał podczas udzielania odpowiedzi. Był gotowy na wszystko i mówił tak prawdziwie. Ale stop! Dlaczego tak się zachowywał? Czyżby zapomniał ile krzywd wyrządził? Już nie pamięta jak ją obraził? Czy teraz tak po prostu będzie chciał zacząć wszystko od nowa, z powrotem będzie zabiegał o jej względy jak gdyby nigdy nic czy raczej może najpierw przeprosi?
    Nawet nie masz pojęcia jak mnie ciekawość zżera! ;D Proszę, dodaj kolejny rozdział jak najszybciej ;)

    Kocham,
    Sami<3

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowne opowiadanie <3
    Czytałam w nocy i nie mogłam się oderwać .
    Momentami ryczałam jak głupia haha ;p
    Ciekawe dlaczego Brunuś tak jej wtedy powiedział ... ale i tak go kocham <3
    super że powiedział że będzie walczyć ajjj ;D
    Phil zarąbisty, prawdziwy przyjaciel ;)
    Czekam na następny rozdział ! Już nie mogę się doczekać ;)) masz talent ! Ja w życiu bym takiego czegoś nie napisała ;)) genialne opowiadanie ;*
    @Paula2312

    OdpowiedzUsuń
  7. Cholera, przepraszam. Rozdziały przeczytałam wcześniej, tylko skomentować tak opornie szło. Ale jestem i nadrabiam. Nie próżnujesz. Powtórzę swoje pytanie: jak Ty to robisz? Jesteś za bardzo idealna, tak jak oni. Cholera, Klau, chcę wejść do Twojej głowy. Wiesz jak lubię Phila? One jest taki niedookreślenia. Jestem pewna, że jeszcze dużo zdziała, ale kiedy? W jaki sposób?
    Porównanie:
    „Jego uśmiech dodał mi skrzydeł. Teraz byłam już pewna, że podołam zadaniu. Wypełniała mnie pewność siebie, czułam się silna” Umieram, za dobrze mnie znasz.
    „Spojrzałam na niego i oziębłym, wypranym z emocji głosem odparłam krótko:
    - Dobrze. Walcz.” No jest różnica. Ja wiem, że ona udaje, wiem. Ale nie chcę, żeby udawała. A jeśli, Klau, ona zrobi coś, czego obie nie chcemy? Jeśli uderzy poniżej pasa? Klau, czy oni podołają? Czy Matt będzie tym, o kim myślę? Czy Phil zrobi coś, hm, ważnego? Czy Bruno ma wystarczająco długi miecz do walki?
    Nie Klau, ja nie rozumiem. Daj mi siłę, bym mogła umrzeć razem z nią.

    OdpowiedzUsuń

Każde słowo motywuje, pamiętaj. ♥