Zazwyczaj nie lubiłam
niedziel, a zawłaszcza niedzielnych popołudni. Zawsze kojarzyły mi się z istnym
apogeum nudy. Moje spojrzenie na siódmy dzień tygodnia zdecydowanie zmieniło
się odkąd poznałam Petera. Przy nim niedziela była zawsze dniem ciekawym, w
którym coś się działo.
Kiedy w samochodzie znalazły się już zakupy, a na moich kolanach spoczywało pudełko ze słodkościami, zmierzaliśmy do mieszkania mężczyzny. Otoczenie, w którym mieszkał on zdecydowanie różniło się od tego, w którym mieszkałam ja.
Samochód zaparkował przed wysokim
blokiem. Wszystko wokół było ładne, zadbane, powiedziałabym nawet czyste. Nie
było mowy o szarości – kolorowy plac zabaw, ciekawe barwy budynku, zielone
gałęzie drzew, rozmieszczonych co kilka metrów.
- Idziesz czy wolisz tutaj
tak stać i podziwiać? – zapytał mężczyzna, otwierając przede mną drzwi, prowadzące do klatki schodowej, mimo że ja wciąż stałam przy samochodzie.
Dołączyłam do niego szybkim krokiem. Wsiedliśmy do błyszczącej windy.
- Stać cię na mieszkanie
tutaj? – zapytałam, nie mogąc powstrzymać swojej ciekawości.
- Jeszcze kilku rzeczy o
mnie nie wiesz – powiedział zachowawczo, uśmiechając się przy tym delikatnie.
Ten człowiek zaskakiwał mnie jak mało kto. Robił to na każdym kroku, w niemal
każdej dziedzinie życia.
W końcu weszliśmy do
lokalu położonego na czwartym piętrze. Po otwarciu drzwi ponownie doznałam
szoku. To mieszkanie zdecydowanie nie wyglądało jakby należało do młodego,
nieznanego nikomu muzyka. Było przyjemne, ale urządzone nowocześnie. Białe
ściany poprzerywane były co jakiś czas czerwonymi, brązowymi, a nawet
niebieskimi pasami.
- To na pewno twoje
mieszkanie? – zwróciłam się do mężczyzny, robiąc najbardziej zdziwioną minę, jaką tylko umiałam.
- Tak, moje – odpowiedział
krótko, nie kryjąc uśmiechu. Po przejściu króciutkiego korytarza ukazał się
przede mną jasny salon. Moją uwagę przykuła ogromna kanapa. Nie miała ona
jednak nic wspólnego ze swoim odpowiednikiem w moim mieszkaniu.
Intensywny, czerwony kolor
i niskie oparcia nadawały jej modny wygląd, a niezniszczony materiał świadczył
o tym, że albo jest nowa, albo naprawdę nikt na niej nie przesiaduje.
W
pomieszczeniu znajdowało się też kilka gitar. Naliczyłam dwie akustyczne i trzy
elektryczne. Widać, że były oczkami w głowie właściciela. Ustawione na
stojakach w reprezentacyjny sposób, wyczyszczone tak, że aż błyszczały. Na wprost znajdowało się ogromne okno, prowadzące na niemały taras. Ta wielka szyba wpuszczała do środka światło, które rozweselało całe pomieszczenie, rozjaśniając je.
Otwarta, znajdująca się na podwyższeniu kuchnia też robiła wrażenie. Nisko
powieszone lampy, wielki ciemnobrązowy blat, obok którego ustawione były dwa
wysokie, barowe krzesła. Usiadłam na jednym z nich, kładąc na drugim płaszcz i
torebkę. Bruno zaś krzątał się po kuchni, nastawiając ekspres do kawy i
rozpakowując zakupy.
Objęłam dłońmi wysoką
szklankę z aromatycznym napojem i rozglądałam się wokół.
- Podoba ci się? – zapytał
mnie Peter, opierając się o blat.
- Żartujesz sobie? To
mieszkanie jest po prostu genialne. Nie jest duże, chociaż sprawia takie
wrażenie. I te kolory. Sam je urządzałeś? – zapytałam, a Peter wpatrywał się we
mnie wyraźnie rozbawiony. - Powiedziałam coś śmiesznego? – dodałam poważnym
tonem.
- Nie, nie. Nic, nic
takiego – znów wymijająco odparł mężczyzna.
Zachowywał się inaczej niż zwykle. Tak
jakby wszystko to, co z nim związane stało się dzisiaj wielką tajemnicą. Jakby
on stał się jedną wielką niewiadomą. Zagadką, którą musiałam rozwiązać.
- A
mieszkanie urządzała mi moja przyjaciółka. Zna się trochę na tym i postanowiła
mi pomóc.
Z kawą i słodkościami
przenieśliśmy się do salonu. Usiadłam na dużej kanapie. Przy mnie, z gitarą w
rękach usiadł Peter. Nie był zdenerwowany, zachowywał teraz tą swoją pewność siebie. Jeżeli
więc występował w nim jakiś pierwiastek tremy, to on bardzo dobrze go ukrywał.
- Przedstawiam ci więc
Bruno Marsa i jego twórczość. Mam nadzieję, że ci się spodoba – powiedział radosnym tonem.
Jego palce zaczęły dotykać strun instrumentu,który posłusznie wydawał z siebie pożądane dźwięki. Do melodii gitary błyskawicznie dołączył aksamitny głos mężczyzny. Patrząc prosto na mnie, śpiewał o cudownych oczach i słodkim uśmiechu swojej idealnej dziewczyny. Byliśmy tylko
przyjaciółmi, więc usilnie próbowałam wmawiać sobie, że ta piosenka przecież
wcale nie jest dla mnie. Z uporem maniaka powtarzałam sobie, że on nie śpiewa o
mnie. Nie umiałam jednak oszukać samej siebie. Moje pragnienia przejęły nade
mną kontrolę. Jak zahipnotyzowana siedziałam na wygodnym meblu, kierując swój maślany wzrok na kawowe oczy Bruna. W moich uszach brzmiał teraz tylko on. Jego
głos przeplatający się z dźwiękami gitary był jednym z najcudowniejszych
zjawisk, jakich było mi dane w życiu doświadczyć. Podejrzewam, że gdybym w
tamtym momencie stała to moje nogi złamałyby się pode mną jak dwie zapałki.
- Nic nie powiesz? –
zapytał mnie przystojny mulat. Nawet nie zorientowałam się, że utwór już się
skończył. Chciałam żeby grał jeszcze i jeszcze, i jeszcze.
- Świetne – odpowiedziałam
krótko nieprzytomnym głosem. - Dziwię się, że jeszcze nie udało ci się wybić.
Jesteś naprawdę genialnym muzykiem. Piszesz, komponujesz, dobrze wyglądasz…
masz wszystko, co powinna mieć prawdziwa gwiazda – mówiłam, kiedy doszłam już
z powrotem do siebie. - Zazdroszczę ci trochę tego, wiesz? Tej twojej
muzykalności. Ja nigdy nie umiałam śpiewać. Nie umiem na niczym grać. Jesteś
szczęściarzem, że tak czujesz muzykę. Całym sobą – powiedziałam, wpatrując się
wszędzie, byleby nie w twarz Petera. Tymczasem on przyglądał mi się cały czas.
Kiedy wreszcie na niego spojrzałam, wyglądał jak gdyby chłonął, a następnie dokładnie
rozważał każde moje słowo.
- Nigdy nie jest za późno, żeby się nauczyć – stwierdził ze słodkim uśmiechem na ustach. - Chodź tu, pokażę ci jak
grać na gitarze – poinformował mnie, po czym odsunął nieco na bok instrument,
udostępniając mi tym samym miejsce przed sobą. Posłusznie usiadłam tyłem do
mężczyzny, usadawiając się wygodnie pomiędzy
jego nogami.
Peter jak poprzednim razem
ujął w ręce gitarę. Z tą różnicą, że teraz między nim a przedmiotem znajdowałam
się ja.
Jego dłonie idealnie
przylegały do moich, przykrywając je niemal całkowicie. Mężczyzna dyktował moim
kościstym palcom każdy ruch, a one posłusznie go wykonywały. Struny instrumentu
zaczęły drgać, wydając z siebie coraz wyraźniejsze dźwięki.
Bruno oparł swoją głowę o
moje ramię. Spięte w wysoki koczek włosy odsłaniały całą moją szyję. Czułam
jego ciepły, spokojny oddech. Kiedy mówił, byłam w stanie wyczuć jak drgają
struny głosowe w jego krtani. Kiedy szczątkowe kawałki piosenki zaczynały już
brzmieć w moim wykonaniu tak jak powinny, Bruno zaczął po cichu pośpiewywać.
- Mówiłem ci żebyś zamykał
drzwi, bo cię okradną! – zabrzmiał wesoły męski głos. Wejściowe drzwi
trzasnęły, a po chwili moim oczom ukazał się jego właściciel. Postawny,
czarnoskóry mężczyzna, przez szkła ogromnych okularów ze solidnymi czarnymi
oprawkami, przeglądał plik trzymanych w rękach kopert.
- Znowu zero odpowiedzi od
wytwórni… dobrze, że przynajmniej twoje teksty robią furorę. A tak poza tym to
mam kilka dobrych wiadomości… - mówił dalej nieznajomy. Wpatrywaliśmy się z
Brunem w całkowicie nieświadomego mojej obecności mężczyznę. Miałam ochotę się
roześmiać, zresztą na twarzy Petera też widniał uśmiech od ucha do ucha.
- Phil… - przerwał w końcu
Bruno.
- No co?! – odparł
mężczyzna i zwrócił swój wzrok na kanapę. Otwarte ze zdziwienia usta
błyskawicznie zastąpił szerokim uśmiechem.
- Cześć, jestem Phil –
powiedział wyciągając swoją dłoń w moją stronę. Odwzajemniłam gest i
przedstawiłam się znajomemu Petera. Bruno podniósł się z kanapy, aby zrobić przybyszowi
coś do picia. Jego przyjaciel zaś usiadł obok mnie i uważanie mi się
przyglądał.
- Powiedz mi, gdzie on
znajduje te wszystkie ślicznotki? – zapytał uśmiechając się jeszcze szerzej niż
wcześniej. Roześmiałam się.
- Nie wiesz? Jak to tak?
Powinniście razem ruszać na podryw. Bruno, co z ciebie za przyjaciel? –
powiedziałam półżartem.
- Właśnie! – odparł Phil ze
swoim charakterystycznym „czarnym” akcentem.
Kiedy Bruno usiadł obok
nas, Phil znowu zaczął mówić.
- To co, rozumiem, że
widzimy się na dzisiejszej imprezie?
Zdziwiłam się, bo Bruno
nie wspominał, że ma jakieś plany na dzisiejszy wieczór. Spojrzałam pytająco w
stronę mulata. Ten zaczął mruczeć coś pod nosem, podejmując próbę tłumaczenia
się.
- Po prostu nie chciał się
chwalić, że ma taką dziewczynę w obawie, że ktoś zniewalająco przystojny i
niebywale zabawny może się wokół ciebie zakręcić – stwierdził Phil, prostując
się na kanapie.
- Ale spokojnie, jesteśmy
tylko przyjaciółmi. Nic więcej – powiedziałam z delikatnym uśmiechem na ustach.
- To tym bardziej powinien cię ze sobą zabrać! – krótko skwitował ciemnoskóry mężczyzna.
- Nie mam nic przeciwko –
odpowiedziałam i szczerząc się, spojrzałam na mulata.
- Chcesz jechać na imprezę
ze mną i Philem? – zapytał unosząc jedną brew. Pokiwałam twierdząco głową.
- Wiesz w co się pakujesz?
– znów zapytał Peter.
- Nie mam pojęcia! –
odparłam ze śmiechem.
Mulat, widząc, że nie
zdoła odciągnąć mnie od tego pomysłu, w końcu zgodził się, aby potańczyć
dzisiejszej nocy. Phil posiedział z nami jeszcze chwilę, po czym opuścił
mieszkanie. Od razu polubiłam tego gościa. Chyba jeszcze nigdy nie spotkałam
nikogo tak naładowanego pozytywną energią jak on.
W takim samym wydaniu w
jakim rano opuściłam swoją kawalerkę wybrałam się z Peterem na wyproszoną
potańcówkę. Tak jak ustaliliśmy – byliśmy tylko i wyłącznie przyjaciółmi.
Weszliśmy do średnio obleganego klubu bez trzymania się za rączki, uścisków i pocałunków.
Wszyscy znajomi Bruna prześwietlali mnie wzrokiem z każdej możliwej strony. Czułam się trochę dziwnie w swoich jasnych dżinsach i ulubionej koszuli
wśród tych wszystkich pięknych, odpicowanych kobiet. Wydawałam się przy nich
maleńka, nic nie znacząca.
Gdy tylko muzyka
rozbrzmiała na dobre, wyciągnęłam mężczyznę na parkiet. Tańczyliśmy na samym
środku, tuż pod wielką, błyszczącą kulą. Nie mieliśmy problemu żeby się ze sobą
zgrać, oboje natychmiastowo łapaliśmy rytm. Dłonie Petera błądziły po moich
biodrach czy talii. Jego tors idealnie przylegał do moich pleców. Z kolei,
kiedy tańczyliśmy twarzą w twarz mogłam czuć jego dotyk na swoich plecach. Ruch
jego bioder, każde spojrzenie, każdy uśmiech… uwielbiałam go. Z każdą spędzoną
z nim chwilą zakochiwałam się w nim coraz bardziej. Wiedziałam jednak, że muszę
schować to uczucie gdzieś na samym dnie serca, w najdalszym zakamarku duszy.
Musiałam je ukryć przed światem, przed Peterem, ale przede wszystkim – przed
sobą.
Po północy opuściłam roztańczonego mulata. Ucałowałam go w policzek na pożegnanie, po czym zamówiłam taksówkę i pojechałam do domu. W końcu następnego dnia był poniedziałek. Musiałam stawić się przy moim redakcyjnym biurku niezależnie czy mi się to podobało czy też nie.
Po północy opuściłam roztańczonego mulata. Ucałowałam go w policzek na pożegnanie, po czym zamówiłam taksówkę i pojechałam do domu. W końcu następnego dnia był poniedziałek. Musiałam stawić się przy moim redakcyjnym biurku niezależnie czy mi się to podobało czy też nie.
* * *
No hej. Tydzień i jeden dzień. Długo. Jak na mnie to nawet bardzo. Ale mam nadzieję, że się spodoba.
Ciekawa jestem waszych opinii, wiecie o tym prawda?
No, więc czekam.
Buziaki, kocham ♥
No hej. Tydzień i jeden dzień. Długo. Jak na mnie to nawet bardzo. Ale mam nadzieję, że się spodoba.
Ciekawa jestem waszych opinii, wiecie o tym prawda?
No, więc czekam.
Buziaki, kocham ♥
Wiesz, ostatnio milknę przy jego piosenkach. Nawet przy tych, które się wręcz proszą o zaśpiewanie. Nie wiem dlaczego, może właśnie tak okazuję szacunek artyście, nie wiem. Siedziałam z przyjaciółką, leciała just the way you are i wiesz, milczałam razem z nią. Dopiero kiedy piosenka się skończyła pojawił się pewien żal, smutek, świadomość, że nikt nigdy mi tak nie zaśpiewa, że nie będę czyjąś inspiracją. Ktoś powie "trudno, takie jest życie". Co jeśli ja nie chcę takiego życia? Co jeśli chcę być jak ona, co jeśli chcę mieć takiego przyjaciela, którego skrycie będę kochała?
OdpowiedzUsuńNic, przecież nie pstryknę palcami, przecież tak o to się nie stanie.
Jest pięknie, jest uroczo, jest po Twojemu. I wiesz, musisz wiedzieć, bo wiele razy Ci to pisałam, ja lubię świat, który tworzysz.
Lubię jego, lubię ją, lubię tę dziwną relację pomiędzy nimi, lubię czekać, aż przyjdzie do nich miłość.
Kocham, pamiętaj.
Rozdział jest idealny. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo lubię czytać to co piszesz. Te dialogi, szczegółowe opisy. Wszystko jest takie niebanalne, jest takie jakie moim zdaniem być powinno. Każdy najdrobniejszy element twojego opowiadania ze sobą współgra i tworzy jedną sensowną całość. Ja po prostu uwielbiam tą dwójkę. Cały czas trwam w przekonaniu że do siebie pasują. Jak nic któregoś pięknego dnia dopadnie ich miłość. To będzie wspaniałe. Teraz nie pozostało mi nic jak tylko czekać na dalszy rozwój akcji i tej relacji miedzy nimi. Wiem że będzie ciekawie, wiem że będzie warto, wiem że dasz z siebie wszystko i wiem że mnie nie zawiedziesz.
OdpowiedzUsuńBardzo Cię Kocham,
Sami <3
Genialnie ;-) chociaż znowu mi się nie podoba ta akcja z 'byciem tylko przyjaciółmi'. Niech się ten Bruno ogarnie, bo wysyła jej trochę sprzeczne sygnały. Albo niech ona sobie znajdzie kogoś innego i po problemie. Bo jakoś nie wierze, że istnieje gdzieś na świecie laska, która akceptowała by takie warunki jak ona. No, ale ogólnie to genialnie <333 hehe :DD @Firthowna
OdpowiedzUsuńBoże jakie to niesamowite! Piszesz przecudnie i czuć taką atmosferę magii, o której wspomniałaś na początku. Przeczytałam te pięć odcinków jednym ciągiem i marzę o dalszej porcji. Czekam z niecierpliwością :P
OdpowiedzUsuńTo tak wciąga.. Ledwo zaczynam czytać, a już kończę. To cudo^^ Naprawdę. Masz ogromny talent. Każdy rozdział jest idealny *____*
OdpowiedzUsuń@agata_wolanska
Świetne :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z kom. u góry ^^ ;d
Gubię się w ich idealności. Jakby byli dla siebie najważniejsi i tylko sobą. Nie wiem. Chyba za dużo emocji naraz mną teraz targa. On jest o nią jakby zazdrosny. Ona, nie wiem co z nią. Mieszasz mi w głowie tą swoją idealnością, wiesz? Ja chyba też jestem o nich zazdrosna.
OdpowiedzUsuńNie idzie mi coś ostatnio z tymi komentarzami. Wiem, zawalam, przepraszam. Kocham.