piątek, 5 lipca 2013

5. And when you smile, the whole world stops and stares for a while

Zazwyczaj nie lubiłam niedziel, a zawłaszcza niedzielnych popołudni. Zawsze kojarzyły mi się z istnym apogeum nudy. Moje spojrzenie na siódmy dzień tygodnia zdecydowanie zmieniło się odkąd poznałam Petera. Przy nim niedziela była zawsze dniem ciekawym, w którym coś się działo.

Kiedy w samochodzie znalazły się już zakupy, a na moich kolanach spoczywało pudełko ze słodkościami, zmierzaliśmy do mieszkania mężczyzny. Otoczenie, w którym mieszkał on zdecydowanie różniło się od tego, w którym mieszkałam ja.
Samochód zaparkował przed wysokim blokiem. Wszystko wokół było ładne, zadbane, powiedziałabym nawet czyste. Nie było mowy o szarości – kolorowy plac zabaw, ciekawe barwy budynku, zielone gałęzie drzew, rozmieszczonych co kilka metrów.
- Idziesz czy wolisz tutaj tak stać i podziwiać? – zapytał mężczyzna, otwierając przede mną drzwi, prowadzące do klatki schodowej, mimo że ja wciąż stałam przy samochodzie. Dołączyłam do niego szybkim krokiem. Wsiedliśmy do błyszczącej windy.
- Stać cię na mieszkanie tutaj? – zapytałam, nie mogąc powstrzymać swojej ciekawości.
- Jeszcze kilku rzeczy o mnie nie wiesz – powiedział zachowawczo, uśmiechając się przy tym delikatnie. Ten człowiek zaskakiwał mnie jak mało kto. Robił to na każdym kroku, w niemal każdej dziedzinie życia.
W końcu weszliśmy do lokalu położonego na czwartym piętrze. Po otwarciu drzwi ponownie doznałam szoku. To mieszkanie zdecydowanie nie wyglądało jakby należało do młodego, nieznanego nikomu muzyka. Było przyjemne, ale urządzone nowocześnie. Białe ściany poprzerywane były co jakiś czas czerwonymi, brązowymi, a nawet niebieskimi pasami.
- To na pewno twoje mieszkanie? – zwróciłam się do mężczyzny, robiąc najbardziej zdziwioną minę, jaką tylko umiałam.
- Tak, moje – odpowiedział krótko, nie kryjąc uśmiechu. Po przejściu króciutkiego korytarza ukazał się przede mną jasny salon. Moją uwagę przykuła ogromna kanapa. Nie miała ona jednak nic wspólnego ze swoim odpowiednikiem w moim mieszkaniu. 
Intensywny, czerwony kolor i niskie oparcia nadawały jej modny wygląd, a niezniszczony materiał świadczył o tym, że albo jest nowa, albo naprawdę nikt na niej nie przesiaduje. 
W pomieszczeniu znajdowało się też kilka gitar. Naliczyłam dwie akustyczne i trzy elektryczne. Widać, że były oczkami w głowie właściciela. Ustawione na stojakach w reprezentacyjny sposób, wyczyszczone tak, że aż błyszczały. Na wprost znajdowało się ogromne okno, prowadzące na niemały taras. Ta wielka szyba wpuszczała do środka światło, które rozweselało całe pomieszczenie, rozjaśniając je.
Otwarta, znajdująca się na podwyższeniu kuchnia też robiła wrażenie. Nisko powieszone lampy, wielki ciemnobrązowy blat, obok którego ustawione były dwa wysokie, barowe krzesła. Usiadłam na jednym z nich, kładąc na drugim płaszcz i torebkę. Bruno zaś krzątał się po kuchni, nastawiając ekspres do kawy i rozpakowując zakupy.
Objęłam dłońmi wysoką szklankę z aromatycznym napojem i rozglądałam się wokół.
- Podoba ci się? – zapytał mnie Peter, opierając się o blat.
- Żartujesz sobie? To mieszkanie jest po prostu genialne. Nie jest duże, chociaż sprawia takie wrażenie. I te kolory. Sam je urządzałeś? – zapytałam, a Peter wpatrywał się we mnie wyraźnie rozbawiony. - Powiedziałam coś śmiesznego? – dodałam poważnym tonem.
- Nie, nie. Nic, nic takiego – znów wymijająco odparł mężczyzna. 
Zachowywał się inaczej niż zwykle. Tak jakby wszystko to, co z nim związane stało się dzisiaj wielką tajemnicą. Jakby on stał się jedną wielką niewiadomą. Zagadką, którą musiałam rozwiązać. 
- A mieszkanie urządzała mi moja przyjaciółka. Zna się trochę na tym i postanowiła mi pomóc.
Z kawą i słodkościami przenieśliśmy się do salonu. Usiadłam na dużej kanapie. Przy mnie, z gitarą w rękach usiadł Peter. Nie był zdenerwowany,  zachowywał teraz tą swoją pewność siebie. Jeżeli więc występował w nim jakiś pierwiastek tremy, to on bardzo dobrze go ukrywał.
- Przedstawiam ci więc Bruno Marsa i jego twórczość. Mam nadzieję, że ci się spodoba – powiedział radosnym tonem. 
Jego palce zaczęły dotykać strun instrumentu,który posłusznie wydawał z siebie pożądane dźwięki. Do melodii gitary błyskawicznie dołączył aksamitny głos mężczyzny. Patrząc prosto na mnie, śpiewał o cudownych oczach i słodkim uśmiechu swojej idealnej dziewczyny. Byliśmy tylko przyjaciółmi, więc usilnie próbowałam wmawiać sobie, że ta piosenka przecież wcale nie jest dla mnie. Z uporem maniaka powtarzałam sobie, że on nie śpiewa o mnie. Nie umiałam jednak oszukać samej siebie. Moje pragnienia przejęły nade mną kontrolę. Jak zahipnotyzowana siedziałam na wygodnym meblu, kierując swój maślany wzrok na kawowe oczy Bruna. W moich uszach brzmiał teraz tylko on. Jego głos przeplatający się z dźwiękami gitary był jednym z najcudowniejszych zjawisk, jakich było mi dane w życiu doświadczyć. Podejrzewam, że gdybym w tamtym momencie stała to moje nogi złamałyby się pode mną jak dwie zapałki.
- Nic nie powiesz? – zapytał mnie przystojny mulat. Nawet nie zorientowałam się, że utwór już się skończył. Chciałam żeby grał jeszcze i jeszcze, i jeszcze.
- Świetne – odpowiedziałam krótko nieprzytomnym głosem. - Dziwię się, że jeszcze nie udało ci się wybić. Jesteś naprawdę genialnym muzykiem. Piszesz, komponujesz, dobrze wyglądasz… masz wszystko, co powinna mieć prawdziwa gwiazda – mówiłam, kiedy doszłam już z powrotem do siebie. - Zazdroszczę ci trochę tego, wiesz? Tej twojej muzykalności. Ja nigdy nie umiałam śpiewać. Nie umiem na niczym grać. Jesteś szczęściarzem, że tak czujesz muzykę. Całym sobą – powiedziałam, wpatrując się wszędzie, byleby nie w twarz Petera. Tymczasem on przyglądał mi się cały czas. Kiedy wreszcie na niego spojrzałam, wyglądał jak gdyby chłonął, a następnie dokładnie rozważał każde moje słowo.
- Nigdy nie jest za późno, żeby się nauczyć – stwierdził ze słodkim uśmiechem na ustach. - Chodź tu, pokażę ci jak grać na gitarze – poinformował mnie, po czym odsunął nieco na bok instrument, udostępniając mi tym samym miejsce przed sobą. Posłusznie usiadłam tyłem do mężczyzny, usadawiając się wygodnie pomiędzy  jego nogami.
Peter jak poprzednim razem ujął w ręce gitarę. Z tą różnicą, że teraz między nim a przedmiotem znajdowałam się ja.
Jego dłonie idealnie przylegały do moich, przykrywając je niemal całkowicie. Mężczyzna dyktował moim kościstym palcom każdy ruch, a one posłusznie go wykonywały. Struny instrumentu zaczęły drgać, wydając z siebie coraz wyraźniejsze dźwięki.
Bruno oparł swoją głowę o moje ramię. Spięte w wysoki koczek włosy odsłaniały całą moją szyję. Czułam jego ciepły, spokojny oddech. Kiedy mówił, byłam w stanie wyczuć jak drgają struny głosowe w jego krtani. Kiedy szczątkowe kawałki piosenki zaczynały już brzmieć w moim wykonaniu tak jak powinny, Bruno zaczął po cichu pośpiewywać.
- Mówiłem ci żebyś zamykał drzwi, bo cię okradną! – zabrzmiał wesoły męski głos. Wejściowe drzwi trzasnęły, a po chwili moim oczom ukazał się jego właściciel. Postawny, czarnoskóry mężczyzna, przez szkła ogromnych okularów ze solidnymi czarnymi oprawkami, przeglądał plik trzymanych w rękach kopert.
- Znowu zero odpowiedzi od wytwórni… dobrze, że przynajmniej twoje teksty robią furorę. A tak poza tym to mam kilka dobrych wiadomości… - mówił dalej nieznajomy. Wpatrywaliśmy się z Brunem w całkowicie nieświadomego mojej obecności mężczyznę. Miałam ochotę się roześmiać, zresztą na twarzy Petera też widniał uśmiech od ucha do ucha.
- Phil… - przerwał w końcu Bruno.
- No co?! – odparł mężczyzna i zwrócił swój wzrok na kanapę. Otwarte ze zdziwienia usta błyskawicznie zastąpił szerokim uśmiechem.
- Cześć, jestem Phil – powiedział wyciągając swoją dłoń w moją stronę. Odwzajemniłam gest i przedstawiłam się znajomemu Petera. Bruno podniósł się z kanapy, aby zrobić przybyszowi coś do picia. Jego przyjaciel zaś usiadł obok mnie i uważanie mi się przyglądał.
- Powiedz mi, gdzie on znajduje te wszystkie ślicznotki? – zapytał uśmiechając się jeszcze szerzej niż wcześniej. Roześmiałam się.
- Nie wiesz? Jak to tak? Powinniście razem ruszać na podryw. Bruno, co z ciebie za przyjaciel? – powiedziałam półżartem.
- Właśnie! – odparł Phil ze swoim charakterystycznym „czarnym” akcentem.
Kiedy Bruno usiadł obok nas, Phil znowu zaczął mówić.
- To co, rozumiem, że widzimy się na dzisiejszej imprezie?
Zdziwiłam się, bo Bruno nie wspominał, że ma jakieś plany na dzisiejszy wieczór. Spojrzałam pytająco w stronę mulata. Ten zaczął mruczeć coś pod nosem, podejmując próbę tłumaczenia się.
- Po prostu nie chciał się chwalić, że ma taką dziewczynę w obawie, że ktoś zniewalająco przystojny i niebywale zabawny może się wokół ciebie zakręcić – stwierdził Phil, prostując się na kanapie.
- Ale spokojnie, jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nic więcej – powiedziałam z delikatnym uśmiechem na ustach.
- To tym bardziej powinien cię ze sobą zabrać! – krótko skwitował ciemnoskóry mężczyzna.
- Nie mam nic przeciwko – odpowiedziałam i szczerząc się, spojrzałam na mulata.
- Chcesz jechać na imprezę ze mną i Philem? – zapytał unosząc jedną brew. Pokiwałam twierdząco głową.
- Wiesz w co się pakujesz? – znów zapytał Peter.
- Nie mam pojęcia! – odparłam ze śmiechem.
Mulat, widząc, że nie zdoła odciągnąć mnie od tego pomysłu, w końcu zgodził się, aby potańczyć dzisiejszej nocy. Phil posiedział z nami jeszcze chwilę, po czym opuścił mieszkanie. Od razu polubiłam tego gościa. Chyba jeszcze nigdy nie spotkałam nikogo tak naładowanego pozytywną energią jak on.
W takim samym wydaniu w jakim rano opuściłam swoją kawalerkę wybrałam się z Peterem na wyproszoną potańcówkę. Tak jak ustaliliśmy – byliśmy tylko i wyłącznie przyjaciółmi. Weszliśmy do średnio obleganego klubu bez trzymania się za rączki, uścisków i pocałunków. Wszyscy znajomi Bruna prześwietlali mnie wzrokiem z każdej możliwej strony. Czułam się trochę dziwnie w swoich jasnych dżinsach i ulubionej koszuli wśród tych wszystkich pięknych, odpicowanych kobiet. Wydawałam się przy nich maleńka, nic nie znacząca.
Gdy tylko muzyka rozbrzmiała na dobre, wyciągnęłam mężczyznę na parkiet. Tańczyliśmy na samym środku, tuż pod wielką, błyszczącą kulą. Nie mieliśmy problemu żeby się ze sobą zgrać, oboje natychmiastowo łapaliśmy rytm. Dłonie Petera błądziły po moich biodrach czy talii. Jego tors idealnie przylegał do moich pleców. Z kolei, kiedy tańczyliśmy twarzą w twarz mogłam czuć jego dotyk na swoich plecach. Ruch jego bioder, każde spojrzenie, każdy uśmiech… uwielbiałam go. Z każdą spędzoną z nim chwilą zakochiwałam się w nim coraz bardziej. Wiedziałam jednak, że muszę schować to uczucie gdzieś na samym dnie serca, w najdalszym zakamarku duszy. Musiałam je ukryć przed światem, przed Peterem, ale przede wszystkim – przed sobą.
Po północy opuściłam roztańczonego mulata. Ucałowałam go w policzek na pożegnanie, po czym zamówiłam taksówkę i pojechałam do domu. W końcu następnego dnia był poniedziałek. Musiałam stawić się przy moim redakcyjnym biurku niezależnie czy mi się to podobało czy też nie.




* * *

No hej. Tydzień i jeden dzień. Długo. Jak na mnie to nawet bardzo. Ale mam nadzieję, że się spodoba. 
Ciekawa jestem waszych opinii, wiecie o tym prawda?
No, więc czekam.
Buziaki, kocham ♥

7 komentarzy:

  1. Wiesz, ostatnio milknę przy jego piosenkach. Nawet przy tych, które się wręcz proszą o zaśpiewanie. Nie wiem dlaczego, może właśnie tak okazuję szacunek artyście, nie wiem. Siedziałam z przyjaciółką, leciała just the way you are i wiesz, milczałam razem z nią. Dopiero kiedy piosenka się skończyła pojawił się pewien żal, smutek, świadomość, że nikt nigdy mi tak nie zaśpiewa, że nie będę czyjąś inspiracją. Ktoś powie "trudno, takie jest życie". Co jeśli ja nie chcę takiego życia? Co jeśli chcę być jak ona, co jeśli chcę mieć takiego przyjaciela, którego skrycie będę kochała?
    Nic, przecież nie pstryknę palcami, przecież tak o to się nie stanie.
    Jest pięknie, jest uroczo, jest po Twojemu. I wiesz, musisz wiedzieć, bo wiele razy Ci to pisałam, ja lubię świat, który tworzysz.
    Lubię jego, lubię ją, lubię tę dziwną relację pomiędzy nimi, lubię czekać, aż przyjdzie do nich miłość.
    Kocham, pamiętaj.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest idealny. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo lubię czytać to co piszesz. Te dialogi, szczegółowe opisy. Wszystko jest takie niebanalne, jest takie jakie moim zdaniem być powinno. Każdy najdrobniejszy element twojego opowiadania ze sobą współgra i tworzy jedną sensowną całość. Ja po prostu uwielbiam tą dwójkę. Cały czas trwam w przekonaniu że do siebie pasują. Jak nic któregoś pięknego dnia dopadnie ich miłość. To będzie wspaniałe. Teraz nie pozostało mi nic jak tylko czekać na dalszy rozwój akcji i tej relacji miedzy nimi. Wiem że będzie ciekawie, wiem że będzie warto, wiem że dasz z siebie wszystko i wiem że mnie nie zawiedziesz.
    Bardzo Cię Kocham,
    Sami <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialnie ;-) chociaż znowu mi się nie podoba ta akcja z 'byciem tylko przyjaciółmi'. Niech się ten Bruno ogarnie, bo wysyła jej trochę sprzeczne sygnały. Albo niech ona sobie znajdzie kogoś innego i po problemie. Bo jakoś nie wierze, że istnieje gdzieś na świecie laska, która akceptowała by takie warunki jak ona. No, ale ogólnie to genialnie <333 hehe :DD @Firthowna

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże jakie to niesamowite! Piszesz przecudnie i czuć taką atmosferę magii, o której wspomniałaś na początku. Przeczytałam te pięć odcinków jednym ciągiem i marzę o dalszej porcji. Czekam z niecierpliwością :P

    OdpowiedzUsuń
  5. To tak wciąga.. Ledwo zaczynam czytać, a już kończę. To cudo^^ Naprawdę. Masz ogromny talent. Każdy rozdział jest idealny *____*
    @agata_wolanska

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne :)
    Zgadzam się z kom. u góry ^^ ;d

    OdpowiedzUsuń
  7. Gubię się w ich idealności. Jakby byli dla siebie najważniejsi i tylko sobą. Nie wiem. Chyba za dużo emocji naraz mną teraz targa. On jest o nią jakby zazdrosny. Ona, nie wiem co z nią. Mieszasz mi w głowie tą swoją idealnością, wiesz? Ja chyba też jestem o nich zazdrosna.
    Nie idzie mi coś ostatnio z tymi komentarzami. Wiem, zawalam, przepraszam. Kocham.

    OdpowiedzUsuń

Każde słowo motywuje, pamiętaj. ♥